Jak już informowaliśmy, w nocy policja usunęła wszystkich przedsiębiorców protestujących pod kancelarią premiera. Około 2 w nocy policjanci zatrzymali prewencyjnie wszystkie osoby, które nie zastosowały się do wcześniejszych wezwań do opuszczenie miejsca.
Jeden z organizatorów protestu, a przy okazji kandydat na prezydenta Paweł Tanajno, zamieścił w sieci opis tych wydarzeń. Pisał o "milicji", która naruszyła prawa obywatelskie. Skarżył się również na to, że został przesłuchany na komisariacie w Legionowie, który opuścił po ponad czterech godzinach od zatrzymania.
Poprosiliśmy rzecznika stołecznej policji nadkomisarza Sylwestra Marczaka o komentarz w tej sprawie.
- Po pierwsze, nie można nazwać wczorajszych działań pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów "rozgonieniem" kogokolwiek. Uczestnicy protestu wielokrotnie proszeni byli o rozejście się. Część osób zastosowała się do wezwań – mówi w rozmowie z money.pl rzecznik warszawskiej policji.
Zapewnił, że od samego początku policjanci chcieli przede wszystkim przekonać demonstrujących do rozejścia się, a spisywanie i przesłuchania na komendzie były ostatecznością.
- Już o godzinie 16 na Rondzie Dmowskiego, gdzie zaczął się protest, pojawili się policjanci z Zespołu Antykonfliktowego, którzy nakłaniali protestujących – zarówno kierowców, jak i pieszych, by się rozjechali i rozeszli. Gdy to nie pomogło, policjanci skontrolowali 54 pojazdy. W razie stwierdzenia naruszenia przepisów poprzez tamowanie ruchu, skierowano sprawy do sądu – wyjaśnia Marczak.
Przepychanki z policją na strajku przedsiębiorców
Dodaje, że protest był nielegalny z uwagi na zagrożenie dla osób w nim uczestniczących oraz interweniujących policjantów.
Jeszcze na Rondzie zatrzymano jedną osobę w związku z naruszeniem nietykalności policjanta.
Zatrzymania pod KPRM
Większość uczestników rozeszła się, ale część udała się w kierunku KPRM, gdzie rozlokowali się na ławkach i zapowiedzieli, że będą siedzieć do czasu, aż przyjdzie do nich Mateusz Morawiecki.
- Pod KPRM wylegitymowaliśmy łącznie ponad 150 osób. Wobec wszystkich zostaną skierowane notatki do sanepidu, zaś wobec blisko 130 osób również wnioski do sądu o ukaranie w związku z art. 54 Kodeksu wykroczeń. Chodzi tu o naruszenie obostrzeń związanych z ograniczaniem wirusa – relacjonuje Marczak.
Większość wylegitymowanych wróciła do domu, ale przed KPRM pozostało 37 osób. Wszyscy zostali zatrzymani prewencyjnie i rozwiezieni do komend na terenie garnizonu stołecznego. Wnioski o ukaranie trafią do sądu.
Paweł Tanajno zapowiedział, że jest gotów powtórzyć swoją akcję.
- Jeśli te działania się powtórzą, będziemy interweniować - zapowiada rzecznik stołecznej policji. - Naszym celem nie jest straszenie nikogo, ale zapewnienie bezpieczeństwa. Osoby protestujące muszą mieć świadomość, że nie wolno tak sprowadzać zagrożenia na innych.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl