Zmiany to efekt rządowego rozporządzenia, przygotowanego przez resort pracy i podpisanego kilka dni temu przez premiera Donalda Tuska. Ma wejść ono w życie od 1 sierpnia, ale z datą wsteczną od 1 lipca.
- Mówimy o średnich wzrostach rzędu 20 proc. w poszczególnych kategoriach zaszeregowania, kwotowo to mniej więcej od 400 do 1000 zł - tłumaczy rozmówca money.pl z resortu pracy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Regulacja przewiduje wzrost minimalnego wynagrodzenia zasadniczego (a więc nie wliczamy tu dodatków stażowych, nagród jubileuszowych itd.) lokalnych urzędników na etacie i znajdujących w tzw. kategoriach zaszeregowania (w tabeli stanowisk są kategorie od I do XVIII, zaś kategorie XIX i XX nie są przypisane do żadnego stanowiska i pozostają do dyspozycji pracodawcy).
- I tak np. pracownik samorządowy w I kategorii zaszeregowania otrzymuje dziś 3300 zł, a po zmianach będzie otrzymywać 4000 zł, co oznacza wzrost o 21 proc.
- Z kolei pracownik z XVIII kategorii zaszeregowania, zamiast otrzymywać 4800 zł wynagrodzenia zasadniczego, będzie otrzymywać 5600 zł (wzrost o prawie 17 proc.).
Ogromne kontrowersje
Resort uzasadnia takie działanie m.in. tym, że "mimo samodzielnego kształtowania wynagrodzeń w regulaminach wynagradzania przez pracodawców samorządowych, pracownicy samorządowi zgłaszają potrzebę poprawienia ich sytuacji płacowej", gdyż obowiązujące stawki "są mało atrakcyjne dla pracowników poszukujących pracy i nie są konkurencyjne w porównaniu z innymi jednostkami spoza sfery samorządowej".
Wskazuje też, że wejście rozporządzenia w życie od 1 lipca "nie spowoduje negatywnych skutków dla adresatów aktu prawnego ze względu na korzystny charakter tej regulacji".
Z naszych rozmów wynika jednak, że rozporządzenie wywołało ogromne kontrowersje, zwłaszcza wśród szefów lokalnych urzędów - wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
Samorządowcy są wściekli, bo to zmiana na ich koszt, w dodatku w trakcie roku budżetowego - przyznaje rozmówca z resortu pracy.
Jak twierdzi, podjęta została nawet próba przyblokowania zmian. - Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego nie wydała stanowiska, myśląc, że to zablokuje prace nad rozporządzeniem. Ale ministerstwo uznało, że brak stanowiska to też jakieś stanowisko. I prace poszły dalej - opowiada rozmówca money.pl.
W gminach szacują skutki. "4 mln zł"
Rzeczywiście reakcje lokalnych urzędów na nowe rozporządzenie są zróżnicowane. Część rozmówców wskazuje np. na koszty, które wcześniej nie były przewidziane w tegorocznym budżecie.
- Konieczność dostosowania wynagrodzeń zasadniczych do projektowanych stawek, z uwagi na podwyżki wprowadzone we wszystkich jednostkach budżetowych Gminy Miasta Toruń od 1 stycznia 2024, będą dotyczyć jedynie części pracowników. Według wstępnych szacunków skutek finansowy dla całej gminy (za pół roku) wyniesie ok. 4 mln zł. Jest to wydatek, którego miasto w bieżącym roku nie planowało, stąd źródła finansowania będzie trzeba poszukiwać w rezerwach - przyznaje Marcin Centkowski, rzecznik prasowy prezydenta Torunia.
Inne argumenty przedstawiają władze Krakowa. Tam co prawda zmiana rozporządzenia nie powoduje w urzędzie konieczności podwyższenia stawek, ponieważ żaden z pracowników nie posiada wynagrodzenia zasadniczego ustalonego na poziomie niższym niż minimalne w brzmieniu ze znowelizowanego rozporządzenia.
- Niemniej zmiana taka skutkuje spłaszczeniem poziomu wynagrodzeń. Jest to demotywujące dla osób posiadających już pewien staż pracy, doświadczenie i wykształcenie. W efekcie bowiem osoby, które rozpoczynają pracę, nie posiadając żadnego doświadczenia i przygotowania, otrzymają wynagrodzenie na poziomie niewiele niższym od osób już doświadczonych - argumentuje Barbara Skrabacz-Matusik, zastępca dyrektora wydziału organizacji i nadzoru w krakowskim magistracie.
Jak dodaje, zmiana rozporządzenia, choć nie wymusza obligatoryjnej zmiany stawek, "wywoła niewątpliwie presję na wzrost płac wśród aktualnie zatrudnionych pracowników".
Problemu nie widzą władze Poznania. - Urząd Miasta Poznania, przygotowując się do zmiany regulaminu wynagradzania pracowników w związku ze zmianą minimalnego wynagrodzenia od lipca br. do poziomu 4300 zł brutto, dokonał stosownych zmian w obowiązujących w Urzędzie Miasta Poznania tabelach zaszeregowania - informuje nas Barbara Dziczkaniec, zastępczyni dyrektora Wydziału Organizacyjnego w urzędzie miasta.
Jak dodaje, zmiany wynikające z nowego rozporządzenia będą dotyczyć jedynie około 20 pracowników, a konieczne wyrównania sięgają kwot od kilku do maksymalnie około 100 zł.
Także urząd miasta Wrocławia zapewnia, że dokonał stosownych regulacji już w styczniu 2024 r., podwyższając wynagrodzenia swoim pracownikom.
- To oznacza, że na chwilę obecną wprowadzanie zmian nas nie dotyczy - zapewnia Mikołaj Czerwiński z tamtejszego magistratu. To samo słyszymy ze strony władz Białegostoku.
Jak widać, reakcje w samorządach są mieszane. W części z nich lokalni włodarze sami muszą podwyższać pensje z uwagi na konkurencję na rynku pracy. Z drugiej strony nie lubią, jeśli tego typu decyzje, które mogą podbijać lokalne budżety dyktuje im rząd.
Na pewno minister pracy Agnieszka Dziemianowicz Bąk jest konsekwentna, bo także w rządowej dyskusji na temat podwyżek w budżetówce proponowała, by były niemal dwukrotnie wyższe niż chce minister finansów. W tamtym przypadku pomysł zastopował minister finansów, w tym takiej blokady nie było, dlatego pomysł przeszedł.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl