Jak donosić poniedziałkowy "Dziennik Gazeta Prawna", pogłębienie kryzysu w relacjach białorusko-zachodnich to efekt wydarzeń sprzed tygodnia, gdy Mińsk zmusił do lądowania samolot Ryanaira lecący z Aten do Wilna. Tam doszło do zatrzymania znajdujących się na pokładzie opozycyjnego blogera Ramana Pratasiewicza i jego dziewczyny Sofii Sapiegi.
Bruksela coraz głośniej mówi o swoich propozycjach wsparcia dla demokratycznych zmian w tym kraju. UE kładzie na stolę 3 mld euro w inwestycjach dla Białorusi, po zmianie władzy.
Nic jednak nie wskazuje na to, by ostatnie tygodnie przybliżyły opozycję do takiego scenariusza, dlatego unijne obostrzenia mają być teraz celowane w gospodarkę Mińska.
W planach są sankcje, które dotkną branże petrochemiczną i potasową, najważniejsze z punktu widzenia białoruskiego eksportu.
Na wieść o tym od razu zareagowały tamtejsze władze. Minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej zadeklarowała, że odpowiedzią na takie rozwiązania może być wyjście tego kraju z unijnego Partnerstwa Wschodniego. To utrudni prowadzenie tam interesów.
Mińsk chce też przyjrzeć się finansom organizacji pozarządowych korzystających z zachodniego wsparcia. Takiej wojny na sankcje obawiają się pytani przez "DGP" polscy przedsiębiorcy.
Wszystko dlatego, że obostrzenia rykoszetem mogą odbić się także na ich interesach, a na Białorusi działa 400 polskich firm - wylicza dziennik.