"Szanowni Członkowie, otwieramy się na nowo i zapraszamy wszystkich na zajęcia. Z nami przygotujecie się do dowolnych zawodów sportowych, w których chcecie w przyszłości wziąć udział" – takiej treści ogłoszenia od kilku dni coraz śmielej pojawiają się na stronach siłowni.
Można pomyśleć, że rząd zezwolił na działalność tego typu obiektom i już zupełnie bez przeszkód można wracać na zajęcia.Tymczasem nic takiego się nie stało. Wprost przeciwnie, premier powtórzył na środowej konferencji, że kluby fitness i siłownie są zamknięte do odwołania. Jak więc rozumieć zaproszenie na treningi?
Jest to próba ratowania biznesu poprzez furtkę, którą jest możliwość prowadzenia zorganizowanych zajęć w ramach współzawodnictwa sportowego lub wydarzeń sportowych. Wchodząc do siłowni, klient podpisuje więc oświadczenie, ze przygotowuje się do zawodów. To nadużycie, ale dzięki temu niektóre obiekty w ostatnich dwóch tygodniach zarobiły jakiekolwiek pieniądze.
Polska Federacja Fitness szacuje, że w ten sposób otworzyło się ok. 20 proc. siłowni.
Czy w sytuacji daleko idącego zamykania gospodarki odpowiednie instytucje będą przymykały na to oko – okaże się w kolejnych dniach.
Część obiektów założyła, że klienci przybiegną natychmiast, gdy tylko się dowiedzą, że mogą mniej lub bardziej "legalnie" przygotowywać się do zawodów. Nie konsultując z nimi pomysłu otwarcia, pobrały więc opłatę członkowską za czas, z którym teoretycznie powinny być zamknięte.
"Rzeczpospolita" zapytała prawników oraz przedstawiciela organizacji zrzeszającej przedsiębiorców z tego sektora, czy mają do tego prawo. Odpowiedź była jednoznaczna: nie.
Radca prawny Piotr Pałka uważa, że siłownie nie powinny automatycznie pobierać opłaty od wszystkich klientów w czasie pandemii, gdyż "przedmiotem umowy zawieranej z siłownią nie było przygotowanie do zawodów sportowych, ale możliwość korzystania z siłowni". A skoro ludzie nie chcą bez potrzeby wychodzić z domu, nie wolno ich do tego przymuszać.
Jeśli mimo wszystko siłownia pobierze opłatę, klient powinien składać reklamację. Może powołać się na art. 475 Kodeksu cywilnego, który mówi, że jeżeli wykonanie świadczenia stało się niemożliwe wskutek okoliczności, za które dłużnik (w tym przypadku klient) nie ponosi odpowiedzialności, to zobowiązanie wygasa.