W ocenie ekspertów rynku nieruchomości ubiegły rok przyniósł spadek sprzedaży mieszkań i domów. Tak jednak nie jest, a świadczą o tym dane Ministerstwa Sprawiedliwości o liczbie aktów notarialnych dotyczących przeniesienia własności. Według resortu zawarto ich w ubiegłym roku przeszło 160,4 tys., czyli o blisko 18 proc. więcej niż rok wcześniej.
– To wynik najlepszy od czasu wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r. W rekordowym pod tym względem roku 2007 notariusze sporządzili przeszło 186,6 tys. aktów notarialnych przenoszących własność – podkreśla ekspert portalu GetHome.pl Marek Wielgo.
I dodaje, że część spośród tych aktów notarialnych dotyczy "umów przeniesienia własności w związku z wykonaniem umów deweloperskich", czyli transakcji na rynku pierwotnym.
– Deweloperzy nazywają je w swoich statystykach przekazaniem mieszkań i domów – wyjaśnia Marek Wielgo.
Według niego, dla części ekspertów pewnym zaskoczeniem może być informacja, że w 2020 r. zostało sfinalizowanych przeszło 82,1 tys. takich transakcji, co oznacza wzrost o prawie 14 proc. Jednak ci, którzy śledzą na bieżąco wyniki giełdowych spółek deweloperskich najpewniej odnotowali, że rekordową liczbą przekazań pochwaliły się już m.in. Ronson, Archicom czy Atal. Z pewnością cieszy to akcjonariuszy tych spółek.
Dodajmy, że Ministerstwo Sprawiedliwości podaje tego typu statystyki dopiero od 2013 r. W kwietniu 2012 r. weszła bowiem w życie tzw. ustawa deweloperska, która zobowiązała firmy do zawierania ze swoimi klientami umów deweloperskich. Są one odpowiednikiem stosowanych przez nie wcześniej przedwstępnych umów sprzedaży.
Równocześnie ekspert GetHome.pl przyznaje, że opinie o spadku sprzedaży nie są całkowicie bezpodstawne. Chodzi o to, że w obecności notariusza zawierane są także wspomniane wcześniej przedwstępne umowy sprzedaży oraz umowy deweloperskie, które dopiero w przyszłości skutkują przeniesieniem własności mieszkania lub domu. Takich aktów notarialnych było zaś w ubiegłym roku wyraźnie mniej.
Ministerstwo Sprawiedliwości podaje, że przedwstępnych umów sprzedaży zawarto nieco ponad 67,6 tys., co oznacza spadek o ok. 8 proc., zaś do umów deweloperskich przystąpiło ok. 104,3 tys. klientów firm budujących mieszkania i domy na sprzedaż. W tym drugim przypadku spadek wyniósł ponad 9 proc.
– Nie ulega wątpliwości, że jest to efektem pandemii COVID-19, która m.in. na pewien czas wygnała kupujących mieszkania z biur pośredników i deweloperów – komentuje Marek Wielgo.
Zwraca on także uwagę na 15 proc. spadek liczby aktów notarialnych dotyczących sprzedaży spółdzielczych mieszkań o statusie własnościowym. W poprzednich latach takie mieszkania – nawet w blokach z wielkiej płyty – miały duże powodzenie. Osiedla spółdzielcze są bowiem często świetnie skomunikowane. Ich atutem jest również rozwinięta infrastruktura, co oznacza bliskość przedszkoli, szkół, punktów usługowych i sklepów.
Z kolei wadą starych bloków jest brak garażu podziemnego, co dla wielu kupujących ma istotne znaczenie. Tym bardziej, że zaparkowanie na ulicy coraz częściej graniczy z cudem. Poza tym ceny mieszkań spółdzielczych są często dużo wyższe niż w nowych budynkach deweloperskich. Przykładem może być jedno z osiedli w Śródmieściu Warszawy. W sieci można znaleźć ogłoszenia, w których za mieszkanie w PRL-owskim "mrówkowcu" sprzedający życzą sobie od 11 tys. do nawet 16 tys. zł za m kw.! Za taką cenę można kupić nowe mieszkanie z miejscem w garażu podziemnym w niezbyt odległej od centrum lokalizacji.
– Być może to właśnie te dwa czynniki, plus duża oferta firm deweloperskich, przyczyniły się do spadku zainteresowania mieszkaniami spółdzielczymi – zastanawia się ekspert GetHome.pl.