- Lubi pan Herberta? - pyta Agata Łyko, przewodnicząca małopolskiej oświatowej "Solidarności", gdy zaczynamy rozmowę o strajku. - Napisał taki wiersz "Na szczycie schodów" - mówi po chwili i recytuje kilka wersów. "Oczywiście ci, którzy stoją na szczycie schodów, oni wiedzą, oni wiedzą wszystko, co innego my, sprzątacze placów, ogrodnicy przyszłych owoców".
Tak dla Agaty Łyko wygląda sytuacja nauczycieli. Wszyscy niby wiedzą jak są ważni, ale jak przychodzi co do czego, to lepiej dać 500+ na dzieci, dodatkową emeryturę czy niższe podatki. Na razie nauczyciele z Krakowa zaczęli więc strajk, który formalnie zacząć ma się 8 kwietnia.
Monumentalny budynek położony tuż przy głównej bramie Huty im. Sędzimira w Nowej Hucie. Z zewnątrz nie widać najmniejszych oznak okupacji prowadzonej przez związkowców z "Solidarności". Jedynie przed małą salą konferencyjną na drugim piętrze wystawiono flagę związkową, a na drzwiach wisi lista postulatów oraz list protestujących do premiera Mateusza Morawieckiego.
- Przyjazd upoważnionego lub pełnomocnego przedstawiciela rządu i merytoryczna rozmowa nad naszymi postulatami - taki warunek przerwania protestu przedstawia Zbigniew Świerczek, zastępca przewodniczącej sekcji oświaty regionu małopolskiego NSZZ "Solidarność". - Nie wystarczy samo ich podjęcie i już przerywamy, lecz liczy się wynik - zaznacza.
Siedmioro związkowców spędziło pierwszą noc w salce konferencyjnej w kuratorium. Jak zapewniają, są gotowi na dłuższą okupację.
- Mamy tu karimaty, swoje wyżywienie, a obok są toalety, więc nie musimy nigdzie wychodzić. Jesteśmy przygotowani do prowadzenia tego protestu dzień i noc - podkreśla jeden ze związkowców.
"Okupacja" może sugerować radykalną, uciążliwą formę protestu, ale w tym przypadku ma wymiar symboliczny. Protestujący nie utrudniają pracy urzędnikom kuratorium, które funkcjonuje normalnie. Związkowcy rozmawiają z panią kurator, a w poniedziałek odwiedził ich też wojewoda małopolski.
Pytamy wiceszefa małopolskiej "Solidarności" oświatowej, czy związek specjalnie wybrał okres przedwyborczy, by rząd został postawiony przed ścianą i protest miał większe szanse powodzenia. - To jest pewna socjotechnika, którą stosują politycy i partie polityczne, natomiast my nie - zapewnia Zbigniew Świerczek.
- My już ponad trzy lata czekamy, by ten rząd, który jak by było, popieraliśmy, spełnił swoje obietnice i nasze oczekiwania - mówi.
Pytamy, dlaczego tak bliski rządowi związek zawodowy zdecydował się więc na tak ostrą formę protestu. - Nawet członka rodziny, kiedy nie słucha naszych uwag, trzeba w określony sposób zdyscyplinować - mówi z uśmiechem Zbigniew Świerczek. - Daliśmy dość dużo czasu rządowi na to, aby nasze żądania dotyczące godnego bytu nauczycieli po prostu zrealizował. Ta cierpliwość się po prostu wyczerpała - podkreśla.
- Od półtora roku uczestniczyliśmy we wszystkich pracach zespołu do spraw statusu zawodowego nauczycieli, powołanego przez panią minister i wierzyliśmy, że będą wypracowane rozwiązania satysfakcjonujące nauczycieli - mówi. Wyjaśnia, że głównie chodziło o powiązanie płac z nauczycieli ze wzrostem średniego wynagrodzenia w gospodarce.
- W zeszłym roku byliśmy bardzo blisko takiego rozwiązania, ale w pewnym momencie to wszystko umarło - stwierdza Świerczek - Ministerstwo nie podjęło dalszego kroku, by to wprowadzić - dodaje.
Wiceszef małopolskiej "Solidarności" tłumaczy, że to właśnie jest powodem zniecierpliwienia związkowców i bezpośrednim powodem decyzji o proteście. - Uznaliśmy, że nie będziemy uczestniczyć w pracach tego zespołu, bo to nie ma sensu. Pani minister zaczęła to wykorzystywać jako coś, co uważa za prowadzenie konsultacji związkowych - wyjaśnia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl