Szczepionka firm Pfizer i BioNTech została dopuszczona do użytku w Wielkiej Brytanii jako pierwsza. Za każdą dawkę tego preparatu trzeba zapłacić 20 dolarów, czyli równowartość ok. 74 zł. Stawki za szczepionki poszczególnych firm są jednak mocno rozbieżne.
Ta opracowywana przez firmę AstraZeneca ma być kilka razy tańsza. Jedna dawka ma kosztować w przeliczeniu tylko 14 zł. Najdroższa jest za to szczepionka amerykańskiej firmy Moderna - tu zapowiadana cena to 136 zł za dawkę
Skąd aż takie różnice? Dr Michał Sutkowski, specjalista od medycyny rodzinnej, tłumaczy w rozmowie z money.pl, że preparat firmy AstraZeneca opiera się na zmienionej cząstce wirusa. Tymczasem preparaty Moderny i Pfizer to szczepionki, opierają się na mRNA kodującym białko wirusa. To nowatorska metoda. W tym przypadku antygeny produkowane są przez szczepiony organizm.
Jak tłumaczy ekspert, nowatorska technologia musi być droższa od tej stosowanej już od dawna. Jednak nie tylko dlatego szczepionka firmy AstraZeneca jest tańsza.
Preparaty od Pfizer i od Moderny muszą być przechowywane w bardzo niskich temperaturach. Pierwszą szczepionkę trzeba przechowywać w temperaturze -70 stopni, a drugą w -20 stopniach. Takie wymagania wpływają na logistykę i transport szczepionki, a przez to i na cenę.
Różnica bierze się jednak też z podejścia poszczególnych firm. AstraZeneca od początku mówiła, że nie będzie zarabiać na szczepionce "w czasie pandemii". Niedawno jednak światowe media donosiły, że podejście brytyjsko-szwedzkiego koncernu może się zmienić w połowie przyszłego roku.
Na którą szczepionkę stać Polskę?
Naukowcy uważają, że każdy potrzebuje dwóch dawek szczepionki. Aby więc zaszczepić każdego Polaka szczepionką od Pfizer, potrzebujemy 5,6 mld zł.
Jeśli byśmy chcieli skorzystać tylko ze szczepionki firmy AstraZeneca, wystarczyłby miliard złotych.
Jakim budżetem dysponujemy? Premier Morawiecki mówi, że Polska dysponuje budżetem pomiędzy 5 a 10 mld zł. Nie wiadomo jednak, czy to pieniądze na same szczepionki, czy też na cały proces szczepień, który też będzie wymagający finansowo. Zwróciliśmy się do kancelarii premiera w tej sprawie o wyjaśnienia - na razie czekamy na odpowiedzi.
Wygląda jednak na to, że Polska może mieć problem, aby zakupić szczepionki Pfizera dla każdego - zwłaszcza jeśli zdecyduje się na budżet bliżej 5 niż 10 mld zł.
Na razie polski rząd zamówił 45 mln dawek z puli Komisji Europejskiej. Te szczepienia mają być "darmowe i dobrowolne".
"A jeśli nie będą chcieli się szczepić"?
Czy zapewnienie kilkumiliardowego budżetu na szczepionki oznacza, że możemy spać spokojnie - przynajmniej jeśli chodzi o dostępność szczepionek? Dr Michał Sutkowski, specjalista od medycyny rodzinnej, jest przekonany, że same pieniądze problemu nie rozwiązują. Dodaje też, że bez rozwiązania pozostałych kwestii, może się okazać, że kupimy po prostu zbyt wiele szczepionek - i nie będzie co z nimi zrobić.
Dr Sutkowski przede wszystkim obawia się, że wielu Polaków nie będzie chciało się szczepić. I apeluje do rządu, aby ten zastanowił się nad dużą kampanią informacyjną w sprawie szczepień. Miałaby ona wytłumaczyć sens szczepień, ale też pokazać, gdzie i jak będzie można się zaszczepić. - Niestety, stworzenie samej infolinii tu nie wystarczy - mówi lekarz w rozmowie z money.pl.
Ekspert nie jest też przekonany co do Narodowego Programu Szczepień, który ogłosił niedawno minister zdrowia. Według niego, w kraju ma powstać 8 tys. punktów szczepień. Dr Sutkowski uważa, że mieszkańcy dużych miast bez trudu w ramach takiego programu znajdą miejsce, w którym się zaszczepią. - Jednak obawiam się, że mieszkańcy wsi mogą być zwyczajnie wykluczeni z programu - mówi.
Zdaniem lekarza, problemu szczepienia na wsi nie rozwiążą "mobilne punkty", które mają dojeżdżać z preparatami do mniejszych miejscowościach. Michał Sutkowski uważa, że dysponując obecnymi środkami i możliwościami, lekarze rodzinni po prostu nie będą w stanie zorganizować "mobilnych punktów".
O swoich wątpliwościach mówi też Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce. "Należy przedstawić jasne zasady dystrybucji szczepionek i zwiększyć wynagrodzenia [lekarzy rodzinnych]" - pisze w oświadczeniu Tomasz Tomasik, prezes Kolegium.
- Niestety, wygląda to tak, jakby rząd pomyślał, że wystarczy kupić szczepionki, a wszystko inne zrobi się samo. Obawiam się, że to nie wypali, podobnie jak chociażby budowa szpitali tymczasowych - mówi nam anonimowo jeden z wirusologów. Ekspert sugeruje, by inaczej podzielić budżet szczepionkowy, od razu biorąc pod uwagę koszty dystrybucji czy przechowywania preparatów.