Ministerstwo Edukacji Narodowej nie wprowadzi odgórnie nakazu zasłaniania nosa i ust w częściach wspólnych szkół - poinformował w czwartek minister edukacji Dariusz Piontkowski. Dodał, że decyzje w tej sprawie pozostawia dyrektorom szkół.
- Tam, gdzie warunki szkolne, bardzo wąskie korytarze, wielkość szkoły bądź stan zagrożenia epidemicznego będzie wskazywał na to, że trzeba będzie podjąć jakieś dodatkowe środki ostrożności, to wtedy dyrektor chyba powinien zalecić osłony nosa i usta w miejscach wspólnych - w korytarzach, klatkach schodowych czy szatniach – powiedział szef MEN.
Natomiast w niewielkich placówkach nie ma uzasadnienia, by na siłę wszyscy te maseczki nosili.
- Jednocześnie wskazujemy, że te osoby, które czują się bardziej zagrożone [..] mogą założyć maseczkę czy przyłbicę i w ten sposób na pewno będą bezpieczniejsze-podkreślił Piontkowski.
Zapytaliśmy dwóch ekspertów z zakresu medycyny, jak decyzja ministra wpłynie na sytuację w szkołach? Czy nie jest to przerzucanie całej odpowiedzialności na szkoły?
Zdaniem wirusologa, prof. Włodzimierza Guta, minister podjął właściwą decyzję. Szkoły są bowiem bardzo różne, dysponują różną kubaturą, kadrą i liczbą uczniów. Do tego jeszcze dochodzi kluczowa kwestia, czyli sytuacja epidemiologiczna w danym powiecie, gdzie znajduje się dana placówka.
Opracowanie jednolitych ogólnokrajowych wytycznych jest - zdaniem ekspertów - niemożliwe.
- Każdy dyrektor szkoły wie, ilu ma uczniów w poszczególnych klasach, jak duże są sale lekcyjne, ile osób pomieszczą, tak by zachować bezpieczny dystans. Wie również, ilu uczniów będzie musiał skierować ewentualnie na nauczanie zdalne - wylicza wirusolog.
Dodaje, że to na dyrektorze spoczywa obowiązek opracowania procedur bezpiecznego powrotu uczniów do szkoły, a nie na urzędnikach.
- W różnych szkołach jest inna sytuacja kadrowa, grafik zajęć i przerw należy przygotować tak, by uczniowie z różnych klas nie spotykali się na korytarzach, czy w szatniach. Należy też uwzględnić przerwy na wietrzenie pomieszczeń. To oczywiście nie wyeliminuje całkowicie zakażeń, które będą miały miejsce w szkołach, ale pozwoli ograniczyć liczbę osób, które w przypadku, gdy dojdzie do zakażenia, będą musiały poddać się przymusowej kwarantannie - przypomina prof. Gut.
Z kolei zdaniem innego epidemiologa, który jednak nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem, decyzja ministra edukacji spowoduje chaos i popłoch w szkołach. Dyrektorzy szkół ustawią się teraz w długiej kolejce do lokalnych oddziałów Stacji Sanitarno-Epidemiogicznych z prośbą o wytyczne i zalecenia sanitarne.
- W ten sposób będą chcieli chronić się na wypadek odpowiedzialności za ewentualne zakażenia - ocenia ekspert.
- Tyle że sanepid za dyrektorów nie opracuje wytycznych – komentuje prof. Gut.
- Rozumiem, że nie należy robić czegoś, co ktoś inny może zrobić za nas, ale w tej konkretnej sytuacji ta zasada nie ma zastosowania. To dyrektorzy szkół muszą przygotować wytyczne na podstawie danych ze swojej placówki, a sanepid może im je jedynie zaopiniować. Tak to działa - informuje wirusolog.
Dodaje również, że dyrektorzy szkół mieli całe wakacje do tego, by przygotować plan działania. - Jeśli ktoś czekał, że problem się rozwiąże jakoś sam, albo liczył, że wyręczy go państwo, to ma teraz kłopot - przyznaje prof. Gut.
Czy wszystkie dzieci w wieku szkolnym mają obowiązek zasłaniania nosa i ust w przestrzeniach publicznych?
Przypomnijmy, od 8 sierpnia obowiązuje nowe rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii.
Czytamy w nim m.in., że z obowiązku zakrywania nosa i ust za pomocą maseczki zwolnione są dzieci do lat 4 oraz osoby z całościowymi zaburzeniami rozwoju, zaburzeniami psychicznymi, niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym, znacznym albo głębokim, a także osoby mające trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust, lub nosa.
Co z dziećmi, które mają problemy oddechowe lub krążeniowe?
- Noszenie maseczki przez dziecko powyżej 6 r.ż., które choruje na astmę lub serce, nie pogarsza jego oddychania - ocenia krótko immunolog i pediatra dr Paweł Grzesiowski.