Niedawno informowaliśmy, że mieszkańcy jednej ze wspólnot mieszkaniowych w miejscowości Jastrowie w Wielkopolsce dostali informację o drastycznej podwyżce za ogrzewanie. Dla mieszkańców to prawdziwy cios. Jeszcze w listopadzie koszt ogrzewania blisko 47-metrowego mieszkania wynosił około 112 zł, a teraz będzie to ponad 425 zł.
Zakład Energetyki Cieplnej i Usług Komunalnych w Jastrowiu, który podniósł im rachunki, tłumaczy, że musiał to zrobić, bo wzrosły ceny gazu, który jest źródłem ogrzewania mieszkań.
- Po podwyżce, kupujemy go za 44 grosze, to oznacza dla nas wzrost aż o 564 procent - komentuje Grzegorz Białas, prezes Zakładu Energetyki Cieplnej i Usług Komunalnych w Jastrowiu. Martwi się zarazem o płynność przedsiębiorstwa. - Jesteśmy spółką komunalną i bazujemy na niskich marżach. Obawiam się, że z powodu tak wysokiego wzrostu cen gazu wygenerujemy blisko pół miliona straty - dodaje.
Ceny rosną, bo banki handlują uprawnieniami do emisji
Rachunki za ogrzewanie wzrosły także w Nowym Tomyślu i Grodzisku Wielkopolskim. Mieszkańcy tych miejscowości zapłacą od stycznia blisko 200 proc. więcej za ogrzewanie. Lokalne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej poinformowało, że ta podwyżka również jest spowodowana wzrostem cen gazu.
Przedsiębiorstwo zdecydowało jednocześnie, że, aby nie pogarszać sytuacji mieszkańców na razie rezygnuje z maksymalnej podwyżki ceny ciepła (nie uwzględnia m.in. wzrostu kosztów przesyłu sieciowego ani produkcji nośnika ciepła).
Niestety, zdaniem ekspertów podwyżki za ogrzewanie mieszkań są nieuniknione. Tłumaczą to głównie wzrostem cen m.in. gazu i energii, ale także wzrostem kosztów zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Przypomnijmy, że dziś w Polsce muszą je kupować wszystkie elektrownie węglowe i gazowe, ponieważ ich produkcji towarzyszy duża emisja gazów cieplarnianych.
- Po raz pierwszy od blisko 20 lat doszło do kumulacji wielu negatywnych czynników naraz. Podrożało m.in. paliwo oraz węgiel. Dochodzą do tego coraz większe koszty zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Ich wartość osiągnęła poziom 80 euro za tonę. Taki wskaźnik był przewidywany nie wcześniej niż w 2030 roku. Tymczasem jeszcze w ubiegłym roku te stawki wynosiły 20, 30 euro za tonę. Skokowy wzrost nastąpił więc w ciągu kilku ostatnich miesięcy - wyjaśnia Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Wyższe ceny uprawnień to z kolei m.in. efekt wejścia w życie unijnej dyrektywy MIFID II, która uznała prawa do emisji dwutlenku węgla za instrumenty finansowe. W efekcie w obrót nimi zaangażowały się m.in. banki i fundusze, co dodatkowo podbiło ich cenę. Skutek jest jednak taki, że wszyscy wytwórcy ciepła i energii wykorzystujący m.in. węgiel i gaz płacą wyższe ceny za uprawnienia.
Z tego powodu należy się również spodziewać podwyżek za ogrzewanie od ponad 10 do 30 proc. - To nie jest tak, że przedsiębiorstwa nagle chcą więcej zarobić, muszą jednak pokryć koszty, aby nie utracić płynności finansowej. Podwyżka ciepła systemowego będzie jednak różna w zależności od przedsiębiorstwa i rodzaju wykorzystywanego paliwa. Poza tym nowe taryfy są zatwierdzane i weryfikowane przez prezesa URE - dodaje Jacek Szymczak.
Obawia się on jednak, że z powodu podwyżek, niektóre przedsiębiorstwa mogą utracić płynność finansową. - Wbrew powszechnemu przeświadczeniu zakłady energetyki cieplnej nigdy nie były rentowne. W ostatnich latach wskaźniki ich płynności oscylowały poniżej bezpiecznych progów. Można było tak funkcjonować dopóki nie pojawił się drastyczny wzrost wszystkich kosztów - twierdzi.
Jego zdaniem przedsiębiorstwa dostarczające ciepło byłyby również w lepszej kondycji, gdyby w ostatnich latach nie zaniżano sztucznie cen ciepła systemowego, aby chronić konsumentów. - Błędne rozumiano ochronę klienta. W efekcie, w momencie, gdy nie uda się uniknąć podwyżek, a przedsiębiorstwo ciepłownicze straci płynność i nie będzie mogło świadczyć usług, pod znakiem zapytania stanie również bezpieczeństwo dostaw - ostrzega.
Musimy inwestować w odnawialne źródła, aby się uniezależnić
Andrzej Rubczyński, dyrektor ds. Strategii Ciepłownictwa Forum Energii uważa z kolei, że wciąż brakuje poważnej dyskusji na temat rozwoju polskiego ciepłownictwa, a transformacja tego sektora przesuwa się w czasie. Nie ma też żadnego planu działania, który określiłby priorytety dla sektora ciepłownictwa, zaś przedsiębiorstwa ciepłownicze spontaniczne realizują inwestycje we własnym zakresie.
Często ograniczają się np. do przejścia na gazowe źródła, które uważane są za mniej emisyjne. - Tymczasem należy szybko zabrać się za inwestycje w tym segmencie. Zwalczajmy przyczyny, a nie skutki, inaczej nigdy nie wyrwiemy się z błędnego koła - apeluje.
Jego zdaniem polityka energetyczna Polski do 2040 roku jest bardzo zachowawcza. - Zarówno Krajowy Plan na rzecz Energi i Klimatu, jak i Polityka Energetyczna, czyli podstawowe dokumenty są uszyte na inną miarę i nie odpowiadają na dzisiejsze wyzwania rynkowe i klimatyczne - twierdzi.
Dlatego według niego należy zastanowić się nad tym, w którą stronę powinno zmierzać ciepłownictwo. - Tym bardziej, że wyższe ceny m.in. gazu i energii mogą się utrzymywać dłużej. Jeśli taki scenariusz się spełni, to przyspieszenie inwestycji w najbliższych latach musi być bardzo radykalne. Będziemy musieli skoncentrować się na poprawie efektywności energetycznej budynków oraz szybciej inwestować w źródła odnawialne, aby uniezależnić się od paliw kopalnych - dodaje.
Zdaniem ekspertów rząd ma środki na takie inwestycje. Na ten cel może przeznaczyć m.in. pieniądze pochodzące m.in. z handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Te pieniądze mogłyby być zainwestowane w niskoemisyjne przedsięwzięcia.
Jacek Szymczak twierdzi jednak, że transformacja polskiej energetyki cieplnej przede wszystkim wymaga czasu. - Nie zmienia to faktu, że dla ciepłownictwa systemowego powinny być wcześniej stworzone warunki legislacyjno-prawne, które ułatwiałyby inwestycje w tym segmencie. Tymczasem przepisy krajowe nie nadążają za unijnym prawodawstwem, a czasami nawet wręcz pozostają w tyle w stosunku do rynkowych potrzeb - podsumowuje.