Sąd cywilny w Londynie ogłosi w czwartek werdykt w sprawie Brexitu. Chodzi o to, czy premier Theresa May ma prawo samodzielnie, bez zgody parlamentu, uruchomić artykuł 50. Traktatu Lizbońskiego, czyli zainicjować proces wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
Theresa May planuje uruchomić artykuł 50. nie wcześniej niż w marcu, aby dać sobie czas na uzgodnienie warunków Brexitu z rządami krajowymi Walii, Szkocji i Irlandii Północnej. Dodatkowe trudności robi jej Izba Gmin. Żąda ona udziału w decyzjach dotyczących Brexitu - od uruchomienia artykułu 50., przez negocjacje aż po zatwierdzenie ostatecznych warunków rozstania z Unią. Sprawa sądowa to jednak nie inicjatywa poselska, lecz grona obywateli, w tym dyrektorki funduszu inwestycyjnego, fryzjera i obywatela brytyjskiego zamieszkałego na stałe za granicą.
Premier Theresa May powiedziała już posłom, że kwestie negocjacji z Unią stanowią prerogatywę władzy wykonawczej - gabinetu i jej samej. W praktyce chodzi o to, by wypełnić wyrażoną w referendum wolę elektoratu i nie oddać inicjatywy Izbie Gmin, gdzie większość posłów jest przeciw Brexitowi.
Kłopot sędziów polega na tym, że w brytyjskiej konstytucji suwerenna władza przysługuje parlamentowi, ale reprezentuje on naród, który w tej sprawie ma odmienne zdanie.