- Długo o to walczyliśmy i wreszcie w lutym weszło w życie upragnione rozporządzenie. Problem jednak w tym, że z własnego i kolegów doświadczenia mogę powiedzieć, że nic ono nie zmieniło. Ciągle nie mamy nawet wentylatorów, nie mówiąc już o klimatyzacji - komentuje money.pl Agata Popek, operator żurawia.
Mówiąc te słowa, ma w kabinie 32 stopnie. - Od rana jest gorąco, a robi się coraz gorzej. Pracuję dziś na 50 metrach i słońce mocno grzeje. Okna mam pootwierane z każdej strony, ale niewiele to zmienia i jest gorąco jak w piekle - mówi Popek.
Tymczasem, zgodnie z rozporządzeniem ministra przedsiębiorczości i technologii w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy obsłudze żurawi wieżowych i szybkomontujących, operator nie powinien pracować, jeśli w kabinie jest więcej niż 28 stopni. Rzecz jednak w tym, że niewiele firm się do tego stosuje.
32 stopnie Agaty to jeszcze nic. Kolejne zdjęcie z innego żurawia pokazuje, że w kabinie może być dużo goręcej.
Jak już pisaliśmy w money.pl, Komisja Operatorów Żurawi Wieżowych Związku Zawodowego - Wspólnota Pracy od lat walczy o regulacje w tym zakresie.
Zanim rozporządzenie weszło w życie, propozycje związku odczekały swoje w dwóch ministerstwach. Początkowo projekt wpłynął do Ministerstwa Infrastruktury. Po podziale resortów rozporządzeniem zajęło się Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii.
Już przed rokiem operatorzy żurawi mówili, że na takie warunki pracy nie będą się godzić. - Jak nic się nie zmieni, będziemy schodzić z budów - zastrzegał w rozmowie z money.pl Arkadiusz Hiller, przewodniczący Komisji.
Rozporządzenie jest, ale...
Teraz rozporządzenie już jest. Mało kto jednak - zdaniem operatorów - traktuje je serio. - Jest tragedia, PIP nie jest w stanie tego kontrolować. Za stan rzeczy odpowiadają właściciele firm dźwigowych, ale i też kierownictwo budów, które nie interesuje się warunkami, w jakich pracują ludzie na ich budowach - mówi Hiller.
Jak przekonuje, nie wszyscy wytrzymują trudy pracy. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku podczas jednej z akcji ratunkowych koledzy operatora z braku innej możliwości ściągali go na ziemię w pojemniku na beton.
- Doszło do wielu zasłabnięć operatorów, a także innych pracowników budowlanych i nikt nie zadaje sobie pytania: "dlaczego?". Obecnie w branży budowlanej brakuje około 200 tys. pracowników? Podpowiem wam panowie prezesi, wy nie szanujecie własnych pracowników i dlatego najlepsi uciekają na Zachód. My jako związek zawodowy, będziemy nagłaśniać tego typu patologie - podkreśla związkowiec.
Z naszych rozmów z operatorami wynika, że żaden z nich nie spotkał się z jakąkolwiek kontrolą ze strony PIP. Zapytaliśmy zatem w Inspekcji Pracy, dlaczego tak się dzieje. Czekamy na odpowiedź.
Na stronie Komisji Operatorów Żurawi Wieżowych przeprowadzono ankietę. Okazało się, że zaledwie 25 proc. żurawi ma klimatyzacje.
Nie ma jak uciec
Brak klimatyzacji to niejedyny problem. Najmniejsze żurawie mają około 25 metrów. Te największe pracujące w Polsce mają jednak grubo ponad 200 metrów. Arkadiusz Hiller w swojej karierze pracował nawet na 247 metrach. Z reguły w UE przepisy wymagają, by powyżej 24 metrów były windy albo pomosty do budynków. Polskim operatorom udało się wywalczyć, by u nas takie same zasady obowiązywały od 80 metrów.
Zapis w rozporządzeniu jest, a co pokazuje życie? - Oczywiście nigdzie wind nie ma - gorzko rzuca Hiller. Nie dość, że polskie 80 metrów mają się nijak do zachodnich 24 metrów, to tego przepisu też nikt nie stosuje. Tymczasem najwyższe drabiny strażackie mają po 85 metrów. Tu chodzi o bezpieczeństwo. Jeżeli ktoś zasłabnie na górze, nie ma jak go ewakuować - przekonuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl