Rząd analizuje, czy wypłacać dodatek węglowy także na nadchodzący sezon grzewczy - wynika z odpowiedzi na interpelację poselską, której udzieliła minister klimatu Anna Moskwa.
"Eksperci są zdania, że o ile posunięcie takie było zrozumiałe w zeszłym roku, o tyle obecnie sytuacja na rynku jest zupełnie inna" - zwraca uwagę "DGP". Nie można jednak wykluczyć, że jesienią ze wzrostem popytu, ceny znowu pójdą w górę.
Rozmówcy dziennika uważają, że byłoby to "rozwiązaniem wątpliwym, choć niewykluczonym ze względu na zbliżające się wybory".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie powinny trwać w nieskończoność"
- Uważam, że czas najwyższy odchodzić od takich regulacji. Dopłaty do węgla stanowią ogromne obciążenie dla budżetu i niszczą rynek. Popyt na węgiel opałowy będzie mniejszy, bo część ludzi przechodzi na ogrzewanie gazem, pelletem czy na pompy ciepła - ocenia Janusz Steinhoff, były minister gospodarki, w rozmowie z dziennikiem.
Gazeta wylicza, że tona węgla w polskich składach kosztuje średnio od 1,4 do 2 tys. zł. "Nie ma problemu z dostępnością surowca" - czytamy. Ale skoku popytu można oczekiwać w okolicach października, a wtedy ceny mogą odbić. I rząd może postanowić zainterweniować.
- Nie podzielam poglądu, że dodatki dla osób, które używają węgla w celach grzewczych, powinny trwać w nieskończoność. Te pieniądze można wydać na inne cele, a nam powinno zależeć na jak najszybszym odejściu od używania węgla do ogrzewania. Kolejne miasta wprowadzają przepisy eliminujące taką możliwość. Myślę jednak, że rząd wprowadzi dodatek węglowy na potrzeby kampanii wyborczej - dodaje Steinhoff.