Jeśli nie dojdzie do porozumienia rządu i PKP ze sprywatyzowaną tuż przed wyborami spółką PKP Energetyka, zaplanowane do 2023 roku inwestycje o wartości do 67,5 mld zł mogą być opóźnione. Polska może utracić wiele miliardów z funduszy unijnych - pisze "Nasz Dziennik".
PKP Energetyka znajduje się obecnie w rękach luksemburskiego funduszu inwestycyjnego CVC.
"Gdy PKP Polskie Linie Kolejowe i PKP Energetyka, która odpowiada za budowę czy remont sieci trakcyjnej oraz innych urządzeń energetycznych przy torach, należały do Grupy PKP SA, takiego problemu nie było" - czytamy w artykule.
"Teraz jednak trzeba się porozumieć z prywatną firmą, na którą formalnie państwo nie ma już wpływu. I takie rozmowy nie są łatwe" - zaznacza dziennik.
"To nie jedyny problem związany ze spółką. Ministerstwu Infrastruktury zależy na uznaniu PKP Energetyki za zarządcę infrastruktury kolejowej ze względu na dostawy prądu" - ujawnia "Nasz Dziennik". "Jeśli PKP Energetyka podlegałaby tylko prawy energetycznemu, to wtedy mogłaby naliczać przewoźnikom różne narzuty taryfowe". A tego Ministerstwo chce uniknąć.
W samej PKP Energetyka, jak podkreśla dziennik, trwają obecnie przekształcenia strukturalne, które będą polegać na wyłonieniu nowej spółki pod nazwą Energetyka Kolejowa sp. z o.o.
"To daje nadzieję na przyspieszenie rozmów" - konkluduje gazeta.