11 listopada to nie tylko Święto Niepodległości, ale również święto rogali. W sklepach masowo pojawiają się rogale królewskie, poznańskie, z białą masą, bydgoskie i wiele innych. A oryginalną recepturę ma tylko jeden - rogal świętomarciński. Zaledwie sto cukierni ma pozwolenie na wypiekanie certyfikowanego produktu.
W tym roku wielkopolskie cukiernie wypieką ponad milion rogali, ale to nie powód do świętowania. - Rynek i tak zaleją marne podróbki z dziwnymi składnikami - żali się Stanisław Butka z Cechu Cukierników i Piekarzy w Poznaniu. Butka zapowiada, że za rok wszystkie nieoryginalne produkty znikną z rynku. - Zawalczymy o to w Brukseli - mówi.
Najstarsza wzmianka o rogalach pieczonych na dzień Świętego Marcina pojawiła się w 1852 roku w "Gazecie Wielkiego Księstwa Poznańskiego". Cukiernia Antoniego Pfitznera tak się reklamowała:
"Jutro w Czwartek rogale nadziewane po różnych cenach w cukierni A. Pfitznera, ulica Wrocławska". Z kolei pierwszy raz rogale zyskały przydomek "świętomarcińskie" w 1860 roku. Obie historie można znaleźć nawet w decyzji Komisji Europejskiej o przyznaniu poznańskim rogalom certyfikatów.
Prawdziwy rogal świętomarciński ma ściśle określoną masę i skład. Nie może ważyć mniej niż 150 gramów i więcej niż 250 gramów. Choć jeszcze jakiś czas waga wahała się od 200 do 250, ale na wniosek samych cukierników europejscy urzędnicy zgodzili się na mniejszą gramaturę. Ściśle określony jest również skład takiego produktu - margaryna, biały mak, orzechy, rodzynki, pomada do wykończenia i ciasto typu półfrancuskiego.Oryginalną recepturę na 20 kg produktu można znaleźć na stronach Grupy Producentów Rogala Świętomarcińskiego.
- Zdobycie tego certyfikatu kosztowało nas masę pracy, czasu i pieniędzy - mówi money.pl Stanisław Butka. Ile dokładnie? - Miałby pan za to nowy samochód. We wniosku ważni byli nie tylko prawnicy, ale i historycy, którzy udowodnili, że ten rogal jest produktem naszym, regionalnym - tłumaczy Butka. Nie obyło się bez problemów. Jeden z wniosków został odrzucony, bo w składzie cukiernicy wpisali, że prawdziwy rogal jest wyrabiany z masła lub margaryny. Ostatecznie cukiernicy zdecydowali się na margarynę i w tej wersji wniosek przeszedł. Inne problemy były z nazwą. Komisja proponowała rogal marciński, cukiernicy świętomarciński. Ostatecznie udało się namówić urzędników do zmiany propozycji.
Batalia o certyfikat trwała kilka lat. Od 2013 roku rogale świętomarcińskie trafiły do rejestru produktów chronionych oznaczeniem geograficznym. Wydawać by się mogło, że to koniec walki. Tak jednak nie jest. Od lat cukiernicy walczą z podróbkami, które sprzedawane są dosłownie wszędzie - od hipermarketów po małe cukiernie. - Nazwa zbliżona do oryginału to wszystko, co łączy takie rogale z naszymi oryginalnymi - tłumaczy Butka. - U nas nie znajdzie się żadnych półproduktów, a u konkurencji hulaj dusza, można wrzucić wszystko - dodaje.
Złość Stanisława Butki jest uzasadniona. Certyfikowany przez Komisję Europejską produkt jest chroniony przed imitacją i bezprawnym wykorzystaniem nazwy. Ale ochrona skupia się na wprowadzaniu w błąd, co do miejsca pochodzenia produktu - a nie całej receptury. I chociaż jedno z drugim jest ściśle związane, to Chronione Oznaczenie Geograficzne nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa producentom. Wystarczy bowiem delikatnie zmienić skład, rogala nazwać poznańskim i już można go sprzedawać. Za podrabianie oryginalnej nazwy grozi kara pozbawienia wolności nawet do 2 lat. W większości przypadków inspekcja handlowa przyznaje jednak mandaty.
Czy to znaczy, że certyfikat nic nie daje? - Z roku na rok jest lepiej. Mieliśmy takich klientów, którzy już w drzwiach pytali, czy mamy certyfikat - tłumaczy pracownica jednej z poznańskich cukierni. Dobry i oryginalny produkt musi jej zdaniem kosztować od 35 do 40 zł za kilogram. 200 gramowy rogal to więc wydatek nawet 8 zł. - Jak ktoś położy sobie naszego rogala obok takiego podrobionego z hipermarketu za 3,99 zł, to natychmiast zobaczy różnicę - mówi.
Butka zapewnia, że już przekonuje Brukselę, że rogale pod innymi nazwami to oczywiste podróbki. - W ciągu tego roku na pewno sobie z tym poradzimy. I te wszystkie cudeńka znikną - zapowiada. Nie chce jednak zdradzić, co dokładnie zaplanowali prawnicy cukierników. O ich sile niech świadczy fakt, że kilka lat temu zbombardowali jedną z sieci handlowych pismami i sieć zrezygnowała ze sprzedawania podrabianych rogali. Zmiany widać gołym okiem, od pewnego czasu przed 11 listopada oryginalne poznańskie rogale pojawiają się nawet w dyskontach. Łatwo zweryfikować ich prawdziwość. Oryginał ma specjalną nalepkę (na opakowaniu lub przynajmniej kartonie z większą liczbą rogali).
W tym roku Biedronka i Lidl (ta druga sieć tylko w wybranych sklepach) oferują certyfikowane rogale świętomarcińskie. Jak co roku rogale pojawią się również w ofercie Piotra i Pawła, który wywodzi się z Wielkopolski i od wielu lat sprowadza do wszystkich sklepów rogale. Poza tym rogale sprzedaje Allegro - to już kolejna akcja serwisu aukcyjnego. Propozycję dla lubiących słodycze ma również Uber. Kierowcy Ubera przywiozą rogale świętomarcińskie pod wskazany adres.
Produkty regionalne od wielu lat są polem prawdziwej bitwy. Sztandarowym jej przykładem są oscypki z Podhala. Od 2007 roku oscypki stały się również chronionymi produktami, które mogą być produkowane tylko w kilku regionach Polski. Każdy inny ser tego typu nazwany oscypkiem jest oczywistą fałszywką. Warto oczywiście zaznaczyć, że i w górach znaleźć można pełno podróbek, które nie spełniają certyfikowanych wymogów. Kilka lat temu Antoni Kroh, pisarz i badacz kultury Karpat, opowiadał w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że podhalańskie góralki oscypka "wędziły" kawą zbożową.Bez wędzarni i dużych kosztów mogły uzyskać atrakcyjny kolor, a przyjezdni i tak go jedli. Przy kupowaniu góralskich specjałów warto pamiętać, że owce mleko dają od maja do października. Dlatego zimowe oscypki to krowie sery. I najczęściej nazywane są scypkami lub cypkami.
Główna walka o oscypka toczyła się ze Słowakami. Bali się, że nasi górale przejmą możliwość produkowania tego sera. Unia spór pogodziła - nie kazała tłumaczyć nazwy. Ostatecznie Polska ma oscypka, Słowacja ostiepka. I oba mają różny skład.