Sytuacja w Dover jest dramatyczna. Utknęły tam setki ciężarówek. Pojazdów nie chcą wpuszczać Francuzi - granica została zamknięta przez obawy o nową mutację koronawirusa, która pojawiła się na Wyspach.
Duże sieci, jak Tesco czy Sainsbury's, ostrzegają, że na półkach może zabraknąć owoców i warzyw, jeśli kryzys "nie zostanie rozwiązany na dniach".
Brytyjski premier Boris Johnson zapewnia, że rząd pracuje nad rozwiązaniem problemu. I uspokaja, że tylko ok. 20 proc. dostaw żywnościowych z Europy kontynentalnej trafia na Wyspy przez Dover.
Półki na razie pełne
Nie wszyscy są jednak uspokojeni. Tym bardziej że ciągle nie ma umowy handlowej, która regulowałaby od stycznia stosunki handlowe Wielkiej Brytanii z Unią. Dodatkowo nowa mutacja budzi na Wyspach strach, a spora część kraju jest objęta lockdownem.
Jakie nastroje panują na Wyspach? Czy na półkach faktycznie brakuje już produktów? Zapytaliśmy o to w polskich sklepach w tym kraju - a takich jest przynajmniej po kilka w każdym większym mieście.
Kolejki ciężarówek w okolicach Dover w Wielkiej Brytanii
W londyńskim sklepie "Gąska" słyszymy, że niczego na razie nie brakuje. - Po prostu dobrze się przygotowaliśmy do tej sytuacji - opowiadają pracownicy.
Sklep jednak odczuwa zamieszanie wynikające z nowej sytuacji spowodowanej mutacją koronawirusa. Wielu Polaków nie wróciło tym razem do rodzin na święta, bo na ostatnią chwilę odwoływane były loty. - Klientów, którzy chcą kupić polskie rzeczy na święta, jest więc bardzo dużo - słyszymy.
- Jest OK. Przynajmniej na razie - mówią z kolei pracownicy polskiego sklepu w londyńskiej dzielnicy Putney. - Karp miał co prawda małe opóźnienie, ale to bardziej ze względu na londyńskie korki - dodają z uśmiechem.
A jak jest poza Londynem? W sklepie "Warmia" w Manchesterze słyszymy, że na razie półki są w nim pełne. Choć są obawy, są też plotki.
- Ciągle słyszy się, że to karp nie dojechał, to są problemy z jakimiś dostawami - opowiadają pracownicy punktu.
Wszyscy podkreślają, że popyt na polskie produkty na Wyspach jest w tym roku wyjątkowo duży. Temat poruszają zresztą również brytyjskie media. Szkocki "The Courier" opisał na przykład boje polskiej sprzedawczyni o uzyskanie koncesji na alkohol. Ta sugerowała, że jej rodacy potrzebują dostępu do alkoholu na święta, bo "taka jest polska tradycja".
Kolejki są, paniki jeszcze nie widać
Pracownicy polskich sklepów przyznają, że wszyscy na Wyspach są pełni obaw. - Jest poczucie niepewności. I ze względu na pandemię, i ze względu na korki na granicy, i ze względu na brexit - mówi.
Jak słyszymy, pod sklepami ustawiają się coraz większe kolejki. Częściowo można je tłumaczyć okresem przedświątecznym. - Ale klientów pod sklepami jest więcej niż zazwyczaj o tej porze. Widać, że każdy się obawia, co będzie dalej. Perspektywy niestety nie są teraz najlepsze - słyszymy od sprzedawczyni z Manchesteru.
Brytyjskie media tłumaczą kolejki również obawami przed wzrostem cen. Jeśli przed 1 stycznia umowy z Unią nie będzie, to wszystkie produkty z kontynentalnej części Europy powinny mocno podrożeć.
Polacy na Wyspach zaznaczają jednak, że na razie nie widać paniki. - Jest inaczej niż na wiosnę, gdy nagle zniknęły z półek rolki z papierem toaletowym, makarony i ryż - opowiadają.