- Dzisiaj stoimy w obliczu decyzji. Czujemy w kościach, że nasza demokracja jest zagrożona i wiemy, że to jest moment, aby ją obronić - przekonywał Joe Biden w Bowie State University w stanie Maryland, położonym niedaleko Waszyngtonu. Tak zachęcał swoich zwolenników do głosowania w czasie tzw. midterm elections, czyli wyborów do Izby Reprezentantów i jednej trzeciej senatorów, przypadających na połowę kadencji prezydenta. Dodatkowo większość stanów wybrała również swoje władze.
Amerykanie boją się inflacji
Zmierzającym do urn wyborczych Amerykanom sen z powiek spędza inflacja. Tak wynika z sondażu exit poll Edison Research opublikowanego jeszcze przed zamknięciem pierwszych lokali wyborczych. 32 proc. respondentów wskazało na wysoką inflację (8,2 proc.) jako główny czynnik motywujący ich do wzięcia udziału w wyborach, natomiast 27 proc. - na temat aborcji (prawo do legalnej aborcji w USA jest zagrożone po tym, jak uchylone zostało orzeczenie sądu w głośnej sprawie Roe v. Wade z 1973 r. legalizujące prawo do aborcji). Na najniższym stopniu podium znalazły się przestępczość i polityka dotycząca prawa do posiadania broni (12 proc. respondentów wskazało na ten czynnik).
Aż 75 proc. zapytanych źle oceniło sytuację w kraju. Taki sam procent źle ocenił stan gospodarki USA. Ok. 70 proc. uważa - podobnie jak prezydent USA - że demokracja jest w USA zagrożona. A skoro już o głowie państwa mowa, to 45 proc. respondentów stwierdziło, że popiera prezydenta Bidena - z kolei 54 proc. odniosło się wobec niego krytycznie.
Wśród zapytanych wyborców, 35 proc. określało się jako Republikanie, 34 proc. - jako Demokraci, natomiast 31 proc. - jako niezależni. 70 proc. respondentów to osoby powyżej 45. roku życia, podczas gdy tylko 10 proc. to wyborcy z najmłodszej grupy wiekowej, czyli 18-29.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dla Republikanów wstępne wyniki gorsze od prognoz
Zła ocena prezydentury Joe Bidena i sytuacji kraju pod jego rządami skłaniała obserwatorów amerykańskiej sceny politycznej do stwierdzenia, że na faworytów elekcji wyrastają kandydaci Republikanów. Partię tę zresztą poparł też Elon Musk.
Miliarder i świeżo upieczony właściciel Twittera stwierdził na swoim profilu, że jeżeli to oni zwyciężą w wyborach do Kongresu, a prezydent pozostanie demokratą, to zmuszenie do dzielenia się władzą przez obie partie "ograniczy ich ekscesy".
A jednak wstępne wyniki wskazują, że obie partie idą łeb w łeb. W środę po godz. 11 czasu polskiego wyniki zebrane przez The Associated Press sugerują, że to Demokraci mogą zyskać jedno miejsce w Senacie, kosztem Republikanów właśnie. A to ci drudzy potrzebowali "odbić" przynajmniej jedno miejsce, by zyskać większość w izbie wyższej Kongresu. Trzeba jednak podkreślić, że w wielu stanach wciąż trwa liczenie głosów, więc wyniki mogą jeszcze się zmienić.
Taki obrót spraw zdążył już skomentować były prezydent USA Donald Trump. W opublikowanym niedawno wideo odniósł się do awarii maszyn do głosowania w Arizonie. - Mówią, że maszyny nie działają. Mówią, że kończy im się papier (...) To bardzo, bardzo niesprawiedliwe, co się dzieje - stwierdził polityk. Wcześniej z kolei o sytuacji w Detroit pisał, że jest "bardzo zła". "Ludzie przychodzą do lokali, by tylko usłyszeć, 'przepraszam, już zagłosowałeś'. Protestujcie, protestujcie, protestujcie!" - zaapelował.
Wybory na pewno przyniosą pewną zmianę pokoleniową. AP zauważa, że w Izbie Reprezentantów zasiądzie pierwszy w historii przedstawiciel pokolenia Z, czyli 25-letni Demokrata Max Frost.
Jeżeli chodzi o wybory władz stanowych, to Demokraci zostaną gubernatorami: w Michigan, Maine, Nowym Jorku, Nowym Meksyku, Connecticut, Wisconsin, Massachusetts, Maryland, Pensywanii, a Republikanie - w Georgii, Teksasie i na Florydzie.
Ukraina obserwuje wyniki wyborów w USA
Na wieści napływające zza Oceanu wyczekuje Ukraina. Przedstawiciele władz tego państwa wyrazili nadzieję, że jeżeli Republikanie zdobędą kontrolę nad Kongresem USA, to utrzymają oni poziom wsparcia Kijowa w wojnie wypowiedzianej im przez Rosję - pisze Bloomberg.
Naprawdę doceniamy wasze dwupartyjne wsparcie - zapewniła ukraińska minister gospodarki Julia Swyrydenko w wywiadzie dla Bloomberg News. - Nie jesteśmy zaniepokojeni. Ukraina walczy o bardzo konkretne prawa i wartości. Myślę, że USA będą nas wspierać, dopóki nie osiągniemy zwycięstwa - oceniła.
Jeżeli Republikanie zwyciężą, to przewodniczącym Izby Reprezentantów może zostać lider tej partii Kevin McCarthy. Polityk ten przestrzegł w ubiegłym miesiącu, że jego partia nie wypisze "czeku in blanco" na pomoc dla Ukrainy. Zaniepokojenie taką postawą wyraził Joe Biden.