- Nie mam wrażenia, że wywróciłam system bankowy. Wprowadzamy sprawiedliwość - stwierdziła chwilę po zapadnięciu wyroku Justyna Dziubak.
To ona wraz z mężem wytoczyła proces bankowi Raiffeisen w sprawie ich kredytu frankowego. Polskie sądy stwierdziły, że decyzję w tej sprawie powinien podjąć Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W czwartek ten stanął po stronie frankowiczów.
- Zaczęło się od świadomości, że nasze umowy zawierają klauzule abuzywne, czyli niezgodne z prawem. Na dzień dzisiejszy mamy więcej do spłacenia niż wzięliśmy. I dwójkę dzieci. To nas skłoniło do walki o swoje, a także większa świadomość prawna – tłumaczy Dziubak w rozmowie z money.pl.
*Zobacz: Justyna Dziubak o wyroku TSUE
- Zachęcam do walki o swoje. Bez przełożenia prawa na język normalny i pomocy prawników nam by się to nie udało, bo zwyczajny człowiek tego nie rozumie. Dziękuję więc swojej prawniczce - dodała.
Justyna Dziubak stwierdziła, że w jej sprawie proces przed polskimi i europejskimi sądami, nie trwały zbyt długo. - Słyszę historie, że procesy ciągną się po 5 lat i dużej. U nas to były 3 lata. Mam nadzieję, że teraz szybciej te sprawy się potoczą - stwierdziła.
Nie chciała mówić jak w jej przypadku rosła wraz z kursem franka szwajcarskiego kwota raty. - Daliśmy radę. Podejmowaliśmy dodatkowe prace, by mieć te pieniądze. To wszystko się odbywa jednak kosztem rodziny - tłumaczyła Justyna Dziubak po korzystnym dla niej wyroku TSUE.
Dodała, że teraz nie wie ile dokładnie zyska, bo o tym zadecyduje jeszcze polski sąd. Stwierdziła jednak, że brała 400 tys. zł kredytu, a dziś do spłaty ma 520 tys. zł.
- Mamy do oddania do banku 180 tys. a nie 520 tys. - stwierdziła. Kwota ta wynika z już zapłaconych odsetek i kapitału spłacanego przez ostatnie lata.
Masz newsa? Wyślij na #dziejesie