Plan Zakładu Ubezpieczeń Społecznych są ambitne. Zakładają pełną automatyzację pobierania składek i przyznawania świadczeń. Co to oznacza w praktyce? Pacjent wychodzący z lekarskiego gabinetu ma mieć już przyznane świadczenie, bez składania jakichkolwiek dokumentów.
Jednocześnie każdy pracodawca dostanie polecenie przelewu za składki swoich pracowników, wyliczone w sposób automatyczny. Dzięki temu z pracodawców zostaną zdjęte pracochłonne obowiązki.
Niedługo ZUS może stać się wirtualnym biurem rachunkowym, które przejmie odpowiedzialność za przeprowadzanie większości rozliczeń. Chodzi m.in. o podliczanie i przygotowywanie dokumentów, które przedsiębiorca będzie musiał tylko sprawdzić i podpisać. Można to porównać z tym, jak obecnie wygląda składanie deklaracji PIT.
Jeśli takie rozwiązania faktycznie wejdą w życie, może to znacząco ułatwić pracę firm, szczególnie mikro i małych przedsiębiorstw, które nie mają działów odpowiedzialnych za tego typu działania.
Jak pisze "Rzeczpospolita", pewne wątpliwości co do tych obietnic mają eksperci. Bo zasady pobierania składek i wyliczania świadczeń są zdecydowanie niejednolite. Zależą między innymi od typu umowy (etat, zlecenie, działalność gospodarcza), a także od samych zapisów w umowach.
Eksperci ubezpieczeniowi podkreślają, że automatyzacja jest możliwa, ale pod jednym ważnym warunkiem – znacznego uproszczenia całego systemu ubezpieczeń emerytalnych. A więc rewolucję w automatyzacji rozliczeń musi poprzedzić rewolucja systemowa.
Poza tym przedsiębiorcy mają pewne obawy związane z automatyzacją. Co prawda obecnie sami wyliczają składki i kosztuje ich to sporo pracy, ale przejęcie tego obowiązku przez systemy ZUS-u może oznaczać podwyższenie składek.
W końcu ZUS-owi nie będzie przecież zależeć na zminimalizowaniu wysokości pobieranych należności. Interes pracodawcy nie jest równoznaczny z interesem Zakładu, więc i tak sporo pracy trzeba będzie poświęcić na analizę wysokości składek i próby ich obniżenia.