Koronawirus dotknął wiele branż polskiej gospodarki, ale mocno uderzył również w kredytobiorców. Szczególnie tych, którzy zadłużyli się we frankach szwajcarskich.
Jak pisze w najnowszej analizie Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors, obecna sytuacja jest dla nich znacznie gorsza niż ta sprzed ponad 5 lat. To wtedy kurs franka chwilowo wystrzelił nawet do ponad 5 złotych.
Teraz co prawda takich wzrostów nie było, ale są one bardziej dotkliwe. Z dwóch względów. Po pierwsze - utrzymują się znacznie dłużej.
"Od 18 marca do 20 maja, czyli przez 2 miesiące, kurs franka szwajcarskiego niemal w każdym dniu przekraczał poziom 4,30 zł. Dla porównania w 2015 r. było tylko siedem takich dni. Wtedy trzeba było więc mieć pecha, żeby zapłacić naprawdę wysoką ratę" - zwraca uwagę Sadowski.
Jeśli więc ktoś nie skorzystał z wakacji kredytowych lub nie miał uzbieranych wcześniej franków, to przez dwa miesiące tracił na racie nawet kilkaset złotych.
Drugi powód to już bezpośredni efekt koronawirusa - sytuacja finansowa wielu frankowiczów znacznie się pogorszyła. Właśnie przez epidemię część z nich straciła pracę, ich firma prosperuje gorzej lub ma obniżoną pensję. A nierzadko trzeba było zapłacić znacznie wyższą ratę kredytu.
Analityk podaje przykład: kredyt w wysokości 300 tys. zł, zaciągnięty w 2008 roku na 30 lat.
"Przed pandemią najwyższa rata opisanego kredytu została zapłacona zaraz po czarnym czwartku, czyli w lutym 2015 r. i wyniosła 1 931 zł. Ten poziom został jednak przebity w kwietniu tego roku, a nowy rekord wyniósł 1 981 zł. Dla porównania, jeszcze w styczniu br. było to 1 767 zł, a więc z powodu pandemii rata wzrosła o 213 zł" - wylicza Sadowski.
Teraz kurs franka nieco spadł, więc i rata wynosi około 1850 złotych. Ale to wciąż prawie 100 złotych więcej niż na początku 2020 roku.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl