Stosunkowo wysokie otwarcie rynku lokalnego (eurozłoty powyżej 3,84, USDPLN przebił 2,82) to efekt wczorajszych informacji z USA - indeks nastrojów konsumenckich publikowany przez Conference Board spadł do 105 punktów (poprzednie odczyty na poziomie 111-112 punktów) podsycając nerwową spekulację o „rozlewaniu się" kryzysu w sektorze subprime mortgages.
Jakby tego było mało, niektóre banki inwestycyjne obniżyły rekomendacje dla większości spółek z sektora finansowego w USA, psując tym samym nastroje na giełdach. Z rzadko spotykaną w ekonomii pewnością, spadki na giełdach i wzrost nerwowości na rynku w ostatnich tygodniach niejako automatycznie przekładają się na umocnienie „zielonego". Przebicie wsparcia na 1,36 EURUSD nie powinno dziwić, jak również aprecjacja jena w tym kontekście jest naturalnym wynikiem procesów rynkowych.
Oliwy do ognia dolał protokół z ostatniego posiedzenia FOMC, z którego wynika, iż ekonomiści Fedu brali pod uwagę ryzyko załamania na rynkach finansowych, ale dominującym problemem w ich ocenie pozostawało obniżenie ścieżki inflacji (pamiętajmy, że banki centralne podejmują swoje decyzje kierując się średniookresowymi prognozami, a z tych wynika, iż w USA inflacja mogłaby jeszcze wzrosnąć, o ile Fed ciąłby stopy zbyt szybko).
Niektórzy ekonomiści od razu zaczęli mówić o „niedoszacowaniu" problemów sektora subprime, dołączając się do chóru komentatorów piętnujących niezbyt konsekwentną politykę Bena Bernanke. Protokół można interpretować na 2 sposoby - jako zapowiedź obniżki stóp procentowych już we wrześniu, lub wzrost prawdopodobieństwa obniżki, o ile dane inflacyjne pozwolą FOMC zareagować na kłopoty rynków finansowych.
Dla rynku lokalnego liczy się teraz jedynie posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, która (w świetle ostatnich danych o płacach) powinna podnieść stopę procentową o 25 pb, umacniając tym samym złotego. Nasza waluta traci na wartości wraz z innymi walutami swojego koszyka (lira turecka i forint węgierski), które tradycyjnie gorzej prezentują się, gdy awersja do ryzyka rośnie (spadki na giełdach są barometrem nastrojów rynku globalnego). W kalendarzu danych makroekonomicznych prawdziwe „szlagiery" dopiero jutro (dynamika polskiego PKB w II kwartale) oraz w piątek (inflacja w USA). Póki co, oczekiwałbym powrotu złotego do lepszej kondycji i odreagowania na EURUSD.