Ostatnio dużo mówi się o załamaniu w polskiej gospodarce w związku z kryzysem wywołanym koronawirusem, ale tak na prawdę nikt nie wie, jakie będą ostateczne konsekwencje dla rynku pracy, inflacji, handlu zagranicznego czy PKB.
Ekonomiści przyjmują, że dobrym odzwierciedleniem (papierkiem lakmusowym) ogólnej sytuacji gospodarczej danego kraju jest jego waluta. Patrząc przez pryzmat ostatniego gigantycznego osłabienia złotego, można spodziewać się bardzo poważnych konsekwencji dla polskiej gospodarki.
W ciągu miesiąca złoty osłabił się w stosunku do euro w skali nie widzianej od września 2011 roku. Kurs skoczył z 4,28 zł do niecałych 4,60 zł obecnie. A w pewnym momencie przekraczał nawet 4,63 zł.
To samo dotyczyło dolara, którego wycena w szczytowym momencie sprzed kilku dni sięgała prawie 4,30 zł oraz franka szwajcarskiego, który dobijał prawie do 4,40 zł. W obu przypadkach kursy wzrosły w ciągu miesiąca o 40-50 groszy.
Ból głowy mają przede wszystkim frankowicze, których raty od początku roku tylko w związku z niekorzystną zmianą kursu mogły wzrosnąć blisko 10 proc. Tracą też m.in. importerzy i firmy, które w swojej działalności wykorzystują materiały sprowadzane zza granicy.
Złoty najgorsze ma za sobą
Odnotowane w ostatnich dniach kilkuletnie rekordy na euro, dolarze czy franku rodzą pytania, o to co będzie dalej. Przecież epidemia w Polsce ciągle się rozwija i nie wiadomo kiedy zostanie opanowana. Inwestorzy starają się wyprzedzać wydarzenia i - jak sugeruje Konrad Białas z TMS Brokers - złoty najgorsze może mieć już za sobą.
Ekspert prognozuje, że w ciągu najbliższego tygodnia kurs euro i franka powinien ustabilizować się w okolicach 4,55 zł na euro i 4,30 na franku. Jednocześnie oczekuje kilkugroszowego spadku notowań dolara w okolice 4,14 zł.
Na tym odrabianie strat nie powinno się zakończyć. Na ten moment analityk TMS prognozuje, że w perspektywie kolejnego miesiąca euro może spaść do 4,45 zł, dolar do 4,12 zł, a frank do 4,21 zł. To oznaczałoby prawie 20 groszy mniej w porównaniu ze szczytami wyznaczanymi na kursach w ostatnich dniach.
Nerwowość z rynku szybko nie zniknie
Ekspert wskazuje, że w krótkim terminie nie należy oczekiwać, aby z rynków zniknęła niechęć inwestorów do ryzykownych aktywów (w tym złotego). Zwraca uwagę na dużą niepewność wobec perspektyw gospodarczych na świece.
Podkreśla też, że kryzys zdrowia publicznego i gospodarczy wciąż jest w fazie rozwoju i jeszcze nie pokazał swojej pełnej mocy. W zależności od tego jak długo potrwa blokada czołowych gospodarek (w tym Polski), tak surowa będzie globalna recesja.
- Te niewiadome podtrzymują rezerwę inwestorów wobec powrotu na rynki ryzykowne, tym samym uniemożliwiając złotemu pełne odreagowanie ostatniej fali osłabienia. Mimo to przy usunięciu z rynków czynnika paniki i biorąc pod uwagę pozytywny wpływ zapowiedzianych działań na polu fiskalnym i monetarnym na świecie, w najbliższych tygodniach zakładam częściowe odreagowanie euro pod 4,50 zł - komentuje Białas.
Czytaj więcej: Koronawirus. Francja gotowa do nacjonalizacji firm
Podobnej skali ruchu spodziewa się po kursie franka. Oczekuje za to silniejszego spadku kursu dolara na koniec marca z wyhamowaniem ruchu w późniejszym okresie.
- Marzec przyniósł gwałtowną ucieczkę inwestorów w dolara w poszukiwaniu płynności i bezpieczeństwa, ale decyzja Rezerwy Federalnej USA o rozpoczęciu nieograniczonego skupu aktywów powinna ten trend zatrzymać. Dolar powinien oddać część siły w ramach rozliczeń na koniec miesiąca/kwartału, jednak w dłuższym horyzoncie oczekiwałbym podtrzymania jego statusu bezpiecznej przystani w niepewnych czasach - podsumowuje analityk TMS Brokers.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie