Walutę uznaje się za papierek lakmusowy pokazujący siłę gospodarki danego kraju. Silny złoty dobrze świadczy o Polsce. Korzystają z tego m.in. turyści, osoby spłacające kredyty w walutach obcych czy importerzy. Jednocześnie gorzej mają się np. emigranci zarobkowi czy eksporterzy.
Od początku listopada wraz z poprawą nastrojów na świecie (m.in. w związku z pozytywnymi informacjami na temat szczepionek na COVID-19) widać było umocnienie złotego. W efekcie kurs euro spadł z ponad 4,60 zł do około 4,43 zł, a dolar staniał z 3,96 zł do 3,62 zł.
Gdy wydawało się, że ten rok zakończymy ze stosunkowo mocniejszym złotym, do akcji niespodziewanie wkroczył Narodowy Bank Polski. Po cichu, bez zapowiedzi, w piątek koło południa rozpoczął skup na dużą skalę walut obcych, sprzedając złotówki.
Efekt? Euro w poniedziałek po południu kosztowało już 4,52 zł, a dolar 3,72 zł (o prawie 10 groszy więcej niż w piątek rano). I nie wiadomo, jak długo NBP będzie stymulował wzrost kursów oraz jak wysoko mogą sięgnąć.
Zaskakująca. Potrzebna?
- Zaskakujący był kierunek interwencji, gdyż bank centralny sprzedawał polską walutę. W odróżnieniu od poprzednich interwencji, nie otrzymaliśmy wyjaśnienia z NBP - zauważa Konrad Białas, analityk Domu Maklerskiego TMS.
Wskazuje, że w ostatnich sześciu miesiącach Rada Polityki Pieniężnej (RPP) narzekała na brak wyraźnego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią, co objawiłoby się trwałym osłabieniem polskiej waluty. Jednak ponad to nie dawała żadnych sygnałów, że skala umocnienia jest na tyle niepokojąca, aby dokonać takiej interwencji.
Czytaj więcej: Polski przemysł w europejskiej czołówce. Pod względem skali wzrostu lepszy tylko jeden kraj
- Pod tym kątem działania na rzecz osłabienia złotego wydają się niepotrzebne. Kurs euro jest relatywnie wysoko, eksport jest silny, a mocny popyt zewnętrzny już wspiera sektor przemysłowy. Niski kurs dolara także nie powinien być powodem do niepokoju, gdyż neutralizuje wzrost cen surowców, a także obniża ceny dóbr importowych, kiedy krajowa konsumpcja kuleje przez covidowe restrykcje - tłumaczy Białas.
Przyznaje, że widzi tylko jeden powód, dla którego NBP zainterweniował. To chęć podwyższenia wartości rezerw walutowych dla zwiększenia zysku NBP, którego prawie całość (95 proc.) będzie mogła zasilić budżet państwa.
- Jeśli to jest faktyczny cel działań NBP, w najbliższych dniach możemy być świadkami kolejnych interwencji, biorąc pod uwagę, że istotny jest tutaj kurs na koniec roku. Jednak taka strategia tylko skutkuje niepotrzebnymi fluktuacjami kursu. Długofalowo jedyną rzeczą, którą takimi działaniami można trwale osłabić, to wiarygodność NBP - uważa ekspert TMS.
Ekonomiści Santander Banku zauważają, że dotychczas osiągnięte osłabienie złotego jest mimo wszystko dość niewielkie, by miało wyraźnie pozytywnie wpłynąć na aktywność gospodarczą.
Prognozy sugerują przeciwny ruch na walutach
Sytuację skomentował do tej pory członek RPP Jerzy Żyżyński, potwierdzając tym samym, że doszło do interwencji NBP. Tłumaczył to działaniem na rzecz wsparcia eksportu.
Podobnie wypowiedział się na łamach portalu wgospodarce.pl jego kolega z rady Eryk Łon. Przypomniał, że po raz ostatni NBP dokonał interwencji walutowej 9 kwietnia 2010 roku. Oprócz korzyści dla eksportu wspomniał też o "tworzeniu dogodnych warunków dla wzrostu poziomu rezerw walutowych", co potwierdza tezę Konrada Białasa o poprawie zysków NBP.
W jego komentarzu można jednak dostrzec niepewność o to, jak skuteczne będą interwencje NBP. Osłabienie złotego może nie trwać długo, co sugerują zgodne prognozy ekonomistów na 2021 rok.
Prognozy ekonomistów pięciu banków sugerują, że z kwartału na kwartał złoty powinien się umacniać, a kurs euro spadać. Najbardziej optymistyczna wersja dla naszej waluty zakłada, że na koniec czwartego kwartału euro będzie w okolicach 4,25 zł. Większość sprowadza się do 4,35 zł.
"Obstawiamy nadal, że cykliczne ożywienie polskiej gospodarki w 2021 roku połączone z nadwyżką na rachunku obrotów bieżących będą prowadzić do dalszego, stopniowego umocnienia złotego" - oceniają ekonomiści mBanku w długoterminowych prognozach.
"Przy zakładanej poprawie sytuacji gospodarczej oraz rynkowej i utrzymaniu napływu kapitału zagranicznego na rynki wschodzące, oczekujemy w perspektywie 2021 roku umocnienia w kierunku 4,35 zł za euro oraz w kierunku 4,05 zł za franka szwajcarskiego, przy ograniczonym wzmocnieniu złotego wobec dolara" - prognozują ekonomiści BOŚ Banku.
Przyznają jednocześnie, że obniżyli wcześniejsze szacunki tempa umocnienia złotego. Powodem jest wyraźne pogorszenie krajowej sytuacji epidemicznej jesienią i korekty prognoz gospodarczych.
"Istotnym czynnikiem ograniczającym atrakcyjność polskiej waluty jest polityka pieniężna NBP" - dodają.