Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Kamil Fejfer
Kamil Fejfer
|

Pieniądze dają szczęście? Badanie pokazuje, jaka jest prawda [OPINIA]

183
Podziel się:
Przedstawiamy różne punkty widzenia

Zarabiasz 50 tys. dolarów rocznie? Potrzebujesz około 75 tys. do szczęścia. Zarabiasz 75 tys. dolarów? Potrzebujesz 100 tys. W ten sposób Derek Thompson podsumował wyniki sondażu "Financial Happiness". "Amerykanie na każdym poziomie dochodowym twierdzą, że potrzebują podwyżek, aby czuć się szczęśliwymi" - podsumowuje autor.

Pieniądze dają szczęście? Badanie pokazuje, jaka jest prawda [OPINIA]
Klasa niższa ma niższe aspiracje ekonomiczne niż klasa średnia. Ale obie grupy społeczne chcą zarabiać więcej, niż zarabiają (money.pl, Rafał Parczewski)

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Z jednej strony spostrzeżenie to wydaje się oczywiste. Wiemy, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z drugiej strony jest jednak coś zabawnego w tym, że owo pragnienie zwiększenia dochodu jest tak uniwersalne. Nieco niepokojące może być to, że ten wyścig wydaje się nie mieć końca. A to by oznaczało, że jeśli chodzi o wielkość dochodów, nigdy nie będziemy nasyceni. Z tym stanowiskiem można już jednak polemizować. Zobaczmy jednak, czy nie jest to zjawisko ograniczające się tylko do Stanów Zjednoczonych.

Mówiąc wprost i bez ogródek: nie, jest ono globalne. I wydaje się odzwierciedlać jakąś głębszą prawdę o człowieku. A niektórzy powiedzieliby, że nie jest to prawda o człowieku, co najwyżej prawda o kulturze kapitalistycznej kształtującej globalne wzorce. Niezwykle interesujące badanie w interesującym nas kontekście przeprowadziła grupa badaczy pod przewodnictwem psychologa z Uniwersytetu Oklahomy Andrew Jebba. Wyniki dociekań zostały opublikowane w prestiżowym czasopiśmie naukowym Nature Human Behavior.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Robertem Adamczykiem

Pieniądze dają szczęście?

Jebb i reszta nie przyglądali się jednak aspiracjom, ale związkowi dochodów i szczęścia. Swoje wnioski oparli na danych zaciągniętych z sondaży Gallupa obejmujących ponad półtora miliona ludzi na całym świecie. Co się okazało? Po pierwsze, że - w dużym uproszczeniu - osoby z mniej zamożnych krajów "szybciej" osiągają satysfakcję ekonomiczną. O ile "punkt nasycenia" pozytywną ewaluacją życia zachodni Europejczycy osiągali, zarabiając rocznie ok. 100 tys. dolarów, tak mieszkańcy Afryki Subsaharyjskiej osiągali go na poziomie 40 tys. dolarów.

Osoby z wyższym wykształceniem - a wykształcenie koreluje z zarobkami - osiągały satysfakcję z życia przy dochodzie 115 tys. dol. Osoby, które ukończyły tylko szkołę podstawową doświadczały najwyższego życiowego spełnienia, zarabiając 70 tys. dolarów rocznie.

Jeśli zastanawiacie się, jak wygląda uśredniony, globalny "punkt nasycenia" satysfakcji z życia w kontekście zarobków, to wynosi on 95 tys. dolarów rocznie. Naukowcy przyglądali się jedynie jednoosobowym gospodarstwom domowym. Do tego badania jeszcze wrócimy.

Klasa średnia w Polsce

To teraz przyjrzyjmy się rodzimemu kontekstowi. Światło na całą sprawę rzuca raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego "Klasa średnia w Polsce" z 2019 r. PIE przyjrzał się aspiracjom dochodowym z podziałem na klasy społeczne (w dokumencie znajdziemy tylko informacje na temat klasy niższej i średniej, brak jest natomiast danych odnoszących się do klasy wyższej). Co się okazuje? Klasa niższa ma niższe aspiracje ekonomiczne niż klasa średnia. Ale obie grupy społeczne chcą zarabiać więcej, niż zarabiają.

Członkowie klasy niższej uważali, że dochód w wysokości 3700 zł netto pozwoliłby na swobodne zaspokojenie potrzeb rodziny. Warto jednak zrobić inflacyjną korektę. Przypomnijmy, że skumulowana inflacja od 2019 r. wyniosła aż 40 proc. Dodajmy więc do powyższej wartości wysokość inflacji. Z poprawką na tę zmienną, aspiracje finansowe klasy niższej dzisiaj wynosiłby około 5200 zł netto (kolejne dane będą uwzględniały powyższą korektę). A jaki był wówczas dochód klasy niższej? Około 2700 zł na rękę. To teraz przejdźmy do klasy średniej.

Jej zarobki z korektą na inflację do około 6500 zł. A ile potrzeba byłoby członkom tej grupy społecznego do "swobodnego zaspokojenia potrzeb rodziny"? Niemal 9400 zł netto.

Jak widzimy, jest to nieco inne podejście niż te, które widzieliśmy w badaniach Andrew Jebba. Nie chodzi bowiem o związek obecnych dochodów z satysfakcją życiową ile o to, jak wygląda postrzegana kwota, która dałaby szczęście ankietowanym.

A więc czy rzeczywiście jest tak, że ta drabina nie ma końca? Czy nasze apetyty nigdy nie mogą być nasycone, ponieważ kiedy zarabiamy więcej, to chcemy zarabiać jeszcze więcej? Intuicja niektórych osób podpowiadałaby właśnie to: kiedy dostajemy podwyżki, to nie tylko zaspokajamy potrzeby, które wcześniej nie były zaspokojone. Zaczynamy również inaczej konsumować i chcieć więcej niż chcieliśmy. Zamiast ciuchów z sieciówek rozglądamy się za ubraniami od modnych projektantów, zaczynamy szukać niszowych perfum, chodzić do droższych restauracji.

Swoją drogą jest to jedno z wyjaśnień tego, dlaczego czasem, kiedy inflacja jest na niskim poziomie, postrzegamy ją jako podwyższoną. Kiedy awansujemy ekonomicznie, to nie rzeczy drożeją, to my zaczynamy kupować te przedmioty i usługi, które do tej pory były poza naszym zasięgiem. Co powoduje, że subiektywnie zaczynamy zauważać drożyznę. Drożyznę, której nie ma.

"Punkty nasycenia"

Na zadane powyżej pytanie częściowo w zasadzie już odpowiedzieliśmy. Wróćmy do badania Andrew Jebba. Pamiętacie Państwo, że mówiliśmy o "punktach nasycenia" życiową satysfakcją w kontekście dochodu? A no właśnie. Okazuje się, że wraz ze wzrostem naszych wypłat - uśredniając - rośnie nasz poziom szczęścia. I tu pojawia się bardzo interesująca rzecz. Jeśli mamy do czynienia z punktami nasycenia, to znaczy, że po ich przekroczeniu musimy liczyć się ze spadkiem parametru, jakim jest ocena jakości życia. I według badań Jebba tak właśnie się dzieje. Uśredniając - punkt maksymalnie wysokiej oceny jakości życia wypada w okolicach wspomnianych 95 tys. dolarów rocznie na jednoosobowe gospodarstwo domowe. Po przekroczeniu tej kwoty satysfakcja z życia zaczyna spadać. Tak, tak przynajmniej według przytaczanych badań można zarabiać za dużo.

Skąd bierze się zjawisko? Badacze mówią o tym, że może wynikać z faktu, że zarabianie naprawdę bardzo dużych pieniędzy może być stresujące, izolować od rodziny czy zabierać czas, który moglibyśmy przeznaczyć na inne rzeczy takie jak kultywowanie ulubionego hobby. Badania te są zresztą zgodne z klasycznymi wynikami opublikowanymi w 2010 r. przez noblistów ekonomicznych Daniela Kahnemana i Angusa Deatona. Ci stwierdzili, że w przypadku amerykańskich gospodarstw domowych punktem nasycenia są okolice 75 tys. dolarów rocznie. Po korekcie na inflację dzisiaj byłoby to koło 105-110 tys. dolarów.

W tej opowieści w ostatnim czasie pojawił się jednak pewien wyłom. Otóż w 2021 r. na łamach prestiżowego "Proceedings of the National Academy of Sciences" Matthew Killingsworth opublikował badanie, z którego wynika, że wraz ze wzrostem dochodu szczęście w zasadzie rośnie w nieskończoność. Nie posługiwał się on jednak danymi z ankiet sondażowych tak jak Jebb, a wcześniej Deaton i Kahnemann. Badani przez Killingswortha mieli zainstalowane w telefonach apki, które w losowych momentach pytały ich o poczucie szczęścia. Następnie badacze zestawiali odpowiedzi z dochodami osób biorących udział w eksperymencie. Okazało się, że tak precyzyjne instrumentarium pomiarowe pozwala stwierdzić, że im jest się bogatszym, tym częściej odczuwa się szczęście. Nie ma żadnych punktów nasycenia. Więcej pieniędzy oznacza - uśredniając - więcej pozytywnych emocji. Killingsworth tłumaczy to w prosty, hedonistyczny sposób - za pieniądze można kupić sobie wolność od trosk oraz dobra i usługi na jakie ma się ochotę.

W poszukiwaniu finansowego szczęścia

Jest jednak niezwykle ważna rzecz, która wyłania się z badań nad związkiem dochodu i poczucia szczęścia. I która jest istotna w kontekście naszych aspiracji dochodowych. Otóż im jesteśmy zamożniejsi, tym kolejne wzrosty dochodów cieszą coraz mniej. Wpływ podwyżek na dobrostan jest widoczny najbardziej u najbiedniejszych osób. Ekonomiści nazywają to zjawisko malejącą krańcową użytecznością dochodu (czy też: konsumpcji). Możemy to sobie wyobrazić jako chęć napicia się wody podczas gorącego dnia. Pierwsza wypita szklanka wody po spędzonych kilku godzinach w 30-stopniowym upale będzie niemal na wagę złota. Druga też nas będzie cieszyć, ale mniej. Trzecią również możemy spróbować wypić. Czwarta? No cóż, wypiją ją tylko nieliczni.

Jakie to ma znaczenie dla społeczeństwa? Że najistotniejsze jest ciągnięcie w górę najbiedniejszych. A później średniaków. To właśnie wzrost ich dochodów najbardziej poprawia dobrostan. Choć zamożni również korzystają na wzroście dochodów, to ta korzyść jest najmniejsza.

Kamil Fejfer, dziennikarz, analityk rynku pracy i nierówności społecznych

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(183)
WYRÓŻNIONE
Peace and Pro...
8 miesięcy temu
Ja mogę zarabiać 100 PLN, jeśli będzie to oznaczało mój dobrobyt i pokoj. Kwota nie ma znaczenia
To wszystko
8 miesięcy temu
Nie takie proste, swego czasu wywróciłem swoje życie do góry nogami. Z pewnej państwowej służby wszedłem na rynek pracy, założyłem działalność i rozpocząłem bieg po "więcej" kilka lat ciężkiej pracy i przez konto w ciągu roku zaczęło przepływać przysłowiowe sześć zer. Na parkingu jedno auto, drugie, trzecie, wakacje w ciepłych krajach... Co chciałem to miałem... Szczęścia to nie dało, więcej straciłem, czas który powinienem spędzić z dziećmi, żar prawdziwego uczucia który rozpalał serce w małym ciasnym mieszkaniu. Teraz ograniczyłem działalność do absolutnego minimum które zapewnia utrzymanie.. a samamu staram się wrócić do tego co miałem a zamieniłem na błyskotki, szczęściem jest dom, rodzina ,sen we własnym łóżku i towarzystwo osób dzięki które kochasz i dzięki którym czujesz się kochany. Każdemu życzę by odnalazł równowagę pomiędzy tym być a mieć.
biedny Polak
8 miesięcy temu
Oto polskie realia osoby z najniższym statusem chciałyby otrzymywać tylko 200 zł na rękę a tym czasem rządzący hojnie zaoferowali 4300 zł brutto a to znaczy że kilka milionów ludzi w Polsce żyje w nędzy. Pis zaserwował nam kapitalizm zniszczył klasę średnią, złodziejskim systemem z partyjnych kolesiów i oszołomów vipów zrobił milionerów a ubogich ludzi pracy zepchnął do slamsów.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (183)
Racjonalista
8 miesięcy temu
Najważniejsze to zrozumieć, że nie potrzebujesz żadnych ekstrawagancji i luksusów! Do szczęścia wystarczy dom okolo 100m2, auto średniej klasy, działka 15-30 arow i 3500 pln na osobę jeżeli nie masz kredytów. Oczywiście trzeba mieć poduszkę bezpieczeństwa około 30k i piwnicę z zapasami na wypadek jakiegoś kryzysu.
Anna
8 miesięcy temu
Pieniądze szczęścia nie dają, szczęście daje pełnia zdrowia i święty spokój czyli taki luz wewnętrzny od wszelkich zmartwień, tylko tyle człowiekowi do szcześcia jest potrzebne. Dobra materialne nie są nic warte, do grobu i tak nie zabierzesz,a po twojej śmierci rodzina się tylko o nie pokłóci. Taka prawda.
JKo2346
8 miesięcy temu
Greed is good. :)
gy5re4
8 miesięcy temu
co za bzdury, szczęście to pojęcie względne, niektórym nie potrzeba pieniędzy do niego a niektórzy nawet jakby mieli wszystkie pieniądze świata to by byli dalej nieszczęśliwi
Miroslawa
8 miesięcy temu
Zdrowie oczywiście jest najwazniejsze , ale pieniądze pomagają lepiej i zdrowiej żyć. Nie mówię tu chorobach , którym nie pomoże żaden pieniądz, chociaż gdy je masz to chorujesz godniej .Mozesz miec lepsza opiekę,lepsze leki usmierzajace ból,no i masz świadomość że rodzinę nie zostawisz bez grosza a może z długami. W dzisiejszym świecie bez godnych pieniędzy żyjesz marnie, iluzją i samą miłością nie dasz rodzinie i sobie szczęścia.
...
Następna strona