Projekt rozszerzenia opłaty reprograficznej pod kątem jego wpływu na rynek, obciążeń podatkowych i zasad sprawiedliwego opodatkowania i sprawiedliwości społecznej przeanalizował Instytut Staszica. Dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu jednoznacznie stwierdził, iż realizacja projektu oznaczałoby wyłącznie podwyżkę cen wszelkiego sprzętu elektronicznego.
Nie ma natomiast wiele wspólnego ani z rzeczywistym wsparciem kultury i sztuki, ani też z zasadą sprawiedliwego opodatkowania czy zasadą sprawiedliwości społecznej.
Prawdziwa przyczyna lobbingu za ustawą i zwiększeniem skali działania OZZ wydaje się jasna. Wskazał ją w podsumowaniu debaty Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute. Im system sprzedaży utworów zaczyna być bardziej przejrzysty, im mniejsza jest skala piractwa, im więcej jest możliwości bezpośredniego transferu środków od odbiorców do artystów, tym większy jest niepokój pośredników o źródła swoich przychodów.
- Tu nie chodzi o artystów. Tu chodzi o organizacje pośredniczące, których racja bytu jest coraz mniejsza. Tak naprawdę coraz mniej ich potrzebujemy. Co więcej, gdyby proponowany system wszedł w życie, to wspierałby średniactwo, grafomanię, kosztem tych, którzy są w stanie zarabiać bezpośrednio w kontakcie ze swoim odbiorcą. I z tego względu uważam, że to jest bardzo groźny system – dodał Wróblewski.
Dr Marian Szołucha z Instytut Prawa Gospodarczego zwraca uwagę na bardzo groźną konsekwencję podwyższenia opłaty z punku widzenia makroekonomicznego.
- Inflacja w Polsce jest powodowana przez właśnie podwyżki podatków i innych danin już istniejących wcześniej i przez wprowadzanie nowych. Inflacja jest też czymś, co destabilizuje cały system gospodarczy czymś, przez co Polacy ubożeją realnie, choć nominalnie mają tyle samo albo jeszcze więcej pieniędzy – mówi.
Zauważa też, iż pieniądze z podatków trafiają do budżetu państwa, do sektora finansów publicznych są przeznaczane generalnie na różne, pożyteczne rzeczy jak służba zdrowia, edukacja, badania i rozwój, sądownictwo, policja, obronność et cetera.
- Tymczasem tu mówimy o pieniądzach, które mają trafić do prywatnych kieszeni ludzi, którzy ze względów różnych, niekoniecznie, najdelikatniej rzecz biorąc, na te pieniądze zasługują. W każdym razie Państwo nie ma prawa do tego, by taki system tworzyć - twierdzi.
Andrzej Przybyło, prezes AB S.A. - największego importera IT i elektroniki w Polsce – zauważył podczas debaty, że zgodnie z projektem ustawy musiałby zapłacić rocznie około 118 mln zł opłaty reprograficznej jedynie od sprzedaży laptopów i komputerów stacjonarnych, podczas gdy zysk z tej sprzedaży wynosił 12 mln zł (czyli bez podnoszenia cen firma poniosłaby stratę 106 mln zł). Opłata na rzecz głównie ZAiKS-u byłaby więc prawie 10-krotnie wyższa niż osiągane zyski.
Przybyło zauważył także, że zagraniczni sprzedawcy nie będą musieli ponosić tej opłaty, ich ceny będą więc niższe od polskich, co ostatecznie doprowadzi do upadku wielu polskich uczciwych firm.
Instytut Staszica w przygotowanej opinii do projektu ustawy jednoznacznie stwierdza, iż wprowadzenie nowej opłaty spowoduje przerzucenie jej kosztów na końcowych klientów nabywających sprzęt elektroniczny, co zaowocuje wzrostem cen.
Będzie to oznaczało z jednej strony utratę konkurencyjności (na tle innych rynków, w szczególności niemieckiego) przez polskich importerów i dystrybutorów sprzętu elektronicznego, a z drugiej rozkwit prywatnego importu zza Odry, z Chin czy Korei, poprzez serwisy transakcyjne.
Spowoduje to z jednej strony spadek wpływów zarówno z postulowanej opłaty, jak i innych podatków i danin, z drugiej strony - wzrost szarej strefy i związany z tym transfer zysków z handlu elektroniką za granicę.