Górnicy, którzy wcześniej deklarowali, że chcą przerwać strajk i wrócić do pracy, po zjeździe na poziom 1050 metrów zmienili zdanie i pieszo przeszli na poziom 700 metrów. Tam dołączyli do 12 strajkujących górników.
Decyzję tę poparł przewodniczący związku zawodowego "Sierpień 80", Bogusław Ziętek. Podkreślił, że nie można różnicować płac pracowników tej samej spółki. Dodał, że górnicy powinni być szanowani za ich pracę, a 2 tysiące złotych to nie jest odpowiednie wynagrodzenie dla nich.
Zdaniem przewodniczącego związku, stanowisko protestujących i sytuację kopalni rozumie były wiceminister gospodarki Jerzy Markowski, który jest mediatorem w konflikcie. Ten powiedział jednak, że nie popiera takiej formy protestu. Jest ona, zdaniem Markowskiego, bardzo niebezpieczna, gdyż ludzie przebywający pod ziemią łatwiej ulegają emocjom, a trudno się z nimi skontaktować. Jerzy Markowski podkreślił, że zarząd spółki powinien zacząć myśleć bardziej elastycznie i otworzyć się na rozmowy i negocjacje.
"Sierpień 80" wezwał ministra gospodarki, aby zobowiązał zarząd kopalni "Budryk" i Jastrzębskiej Spółki Węglowej do podjęcia rozmów ze strajkującymi w kopalni górnikami. W swym oświadczeniu "Sierpień 80" obarczył prezesa zarządu kopalni Piotra Bojarskiego odpowiedzialnością za zaostrzenie konfliktu.
Związek zarzucił zarządowi szykanowanie protestujących, a także rozpowszechnianie nieprawdziwych i kłamliwych informacji, które doprowadzają strajkujących do jeszcze większej determinacji. Zarząd kopalni próbował zaangażować w konflikt Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co zdaniem "Sierpnia 80" jest skandalicznym przykładem łamania praw pracowniczych.
Związek zaprotestował też stanowczo przeciwko manipulowaniu opinią publiczną poprzez informowanie o nielegalności strajku w "Budryku". "Sierpień 80" podkreślił, że nielegalność strajku orzeka sąd, a nie prezes zarządu zakładu.