Jimmy Carter odwiedził Strefę Gazy. Po tym, co zobaczył, powiedział że Izrael traktuje Palestyńczyków jak zwierzęta.
Skrytykował też Izrael za przeprowadzoną na przełomie roku ofensywę i bombardowanie Strefy oraz za blokadę tego terytorium.
_ - Nawet papier i kredki traktowane są jako zagrożenie dla bezpieczeństwa. Starałem się to wyjaśnić, gdy spotkałem się z władzami izraelskimi, ale nie otrzymałem wyjaśnienia, ponieważ nie ma wyjaśnienia _ - powiedział Carter na spotkaniu z mieszkańcami Gazy w biurze ONZ.
Agencja Reutera przypomina, że Carter, który był prezydentem USA w latach 1977-1981, wypowiada się otwarcie w sprawach konfliktu bliskowschodniego i jest postrzegany jako krytyk Izraela przez wielu jego obywateli.
Były prezydent spotkał się m.in. z liderami palestyńskiego radykalnego ruchu Hamas, który jest uważany przez państwa zachodnie za organizację terrorystyczną. Hamas zbrojnie przejął kontrolę nad Strefą Gazy od umiarkowanego ruchu Fatah uznawanego przez Zachód prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa.
Ofensywę w Strefie Gazy Izrael uzasadniał koniecznością powstrzymania ataków rakietowych na swoje terytorium, przeprowadzanych ze Strefy przez bojowników Hamasu.
Podczas wizyty byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmiego Cartera w Strefie Gazy, nieznani sprawcy próbowali dokonać zamachu na jego życie. Koło przejścia Erez, przez które konwój Cartera miał wracać z Gazy do Izraela, znaleziono ukryte pod ziemią ładunki wybuchowe.
Źródła palestyńskie w Strefie Gazy twierdzą, że sprawcami zamachu mieli być byli członkowie zbrojnego ramienia Hamasu, którzy wystąpili z tej organizacji, tworząc odrębne struktury o nazwie "Dżaldżalat" - związane ściśle z al-Kaidą. Kierownictwo Hamasu oznajmiło, że nic nie wie o jakichkolwiek planach zamachu na Jimmiego Cartera.