W środę w Eurolandzie gracze nadal nie bardzo wiedzieli, co mają robić. EUR/USD utrzymywał zyski, które wypracował w nocy. Pomogło również wystąpienie Jean-Claude Trichet, szefa ECB, w Parlamencie Europejskim, które zostało ocenione jako „jastrzębie”. Indeksy giełdowe spadały, ale tak, żeby w każdej chwili móc znowu przejść na plusy. Panowała niepewność, którą szczególnie widać było na rynku towarowym, gdzie ceny oscylowały wokół wtorkowego zamknięcia. Z czasem indeksy zaczęły się osuwać, ale dzięki solidnemu otwarciu w USA udało się zakończyć sesję mikro-wzrostami.
W USA dzień bez istotnych publikacji danych makroekonomicznych został wykorzystany przez obóz byków do pokazania, że duży wzrost z zeszłego czwartku nie był przypadkiem. Jak widać opłaciło się, mimo fatalnego zachowania giełd w ostatnich dniach, kontrariańskie podejście do rynku, o którym pisałem we wtorek.
Byki wcale nie potrzebowały mocnych impulsów, żeby wysoko podnieść indeksy. Faktem jest jednak, że wszystko w środę posiadaczom akcji pomagało. Przede wszystkim kontynuując przedpołudniową zwyżkę, nadal rósł kurs EUR/USD. To wymusiło zwyżki na rynku surowców. Najlepiej wpływ waluty widać na rynku ropy. Mimo wzrostu stanu zapasów paliw w USA (poziom zapasów ropy jest najwyższy od 8 lat) wyraźnie wzrosły ceny tego surowca. Rosła też cena złota i (co prawda nieznacznie) miedzi. Dzięki temu zyskiwał cały sektor surowcowy. Pomagały również we wzroście indeksów raporty kwartalne Morgan Stanley i FedEx - były zdecydowanie lepsze od oczekiwań rynku. Poza tym Hewlett-Packard oświadczył, że ograniczy koszty zamykając jedną ze swoich spółek, a Merrill Lynch podniósł rekomendację dla Motoroli.
Jak widać rynek bardzo chce wzrostów i czeka na letnią hossę. Byki pokazały, że są w stanie przejąć kierownicę, a to zdecydowanie poprawi nastroje. Nie twierdzę, że zmienność się zmniejszy, a indeksy będą już tylko rosły, ale obawa o przełamanie w ciągu najbliższych sesji wsparcia na linii ponad dwuletniego trendu wzrostowego znacznie zmalała.
Po sesji nic istotnego się nie wydarzyło, więc nastroje przed otwarciem sesji w USA będą dobre. Kontrakty na amerykańskie indeksy rano rosły wspomagane zwyżkami w Azji. Nawiasem mówiąc w Japonii indeks Nikkei rósł mimo opublikowania bardzo dużej nadwyżki w handlu zagranicznym, które to dane w zgodnej opinii ekspertów popchną Bank Japonii do pierwszej od 6 lat podwyżki stóp. Dzięki temu wzmacniał się jen, osłabiając dolara do innych walut, a to pozwoliło na kontynuację zwyżki na rynku surowców.
Czwartkowe kalendarium nie przedstawia się imponująco, ale znajdzie się kilka elementów, które mogą dać pretekst do mocniejszego ruchu rynków. Nie wydaje mi się, żeby takim impulsem mogły być dane o kwietniowych zamówieniach przemysłowych w Eurolandzie. Być może jednak lekko wpłyną na rynek walutowy (im lepsze dane tym mocniejsze euro). Po południu opublikowane zostaną dane z USA i to one mogą być pretekstem, który popchnie rynki. Tygodniowa zmiana bezrobocia w USA ostatnio budzi pewne emocje, więc bardzo dobre dane pomogłyby dolarowi, ale niekoniecznie akcjom (bardziej prawdopodobny byłby wzrost stóp). Dane słabe nie miałyby wpływu na akcje, ale zaszkodziłyby dolarowi i pomogły surowcom.
Ostatnim raportem jest publikacja indeksu wskaźników wyprzedających koniunkturę (LEI). Zapowiada się kolejny, minusowy odczyt, co teoretycznie byłoby sygnałem nadchodzącego znacznego pogorszenia sytuacji gospodarczej. Teoretycznie, bo dane te w ciągu ostatnich 2 lat nie miały żadnej użyteczności prognostycznej. Jako pretekst mogą jednak doskonale graczom posłużyć. Im bardziej LEI spadnie tym gorzej dla dolara. Rynek akcji też nie powinien być w takim przypadku zadowolony, bo przecież ostatnio boi się nie tylko inflacji, ale i spowolnienia gospodarczego. Z tego też powodu lepsze byłyby dla posiadaczy akcji dane dobre lub neutralne.
Po sesji raport kwartalny opublikuje Oracle i to może mieć spory wpływ na zachowanie rynku po sesji i na piątkowe nastroje w Eurolandzie. Nie przeceniałbym jednak wpływu tego raportu na cała sesję. Po środowej eksplozji popytu nie będzie łatwo gwałtownie zmienić nastroje na rynkach.
W środę początek dnia w Warszawie przyniósł lekkie osłabienie złotego do obu walut. Podobnie zachowywały się inne waluty regonu. Nie zmienił sytuacji przetarg na obligacje pięcioletnie. Zakończył się powodzeniem, bo sprzedano wszystkie papiery, ale nie był to jednak pełny sukces. W maju stosunek popytu do podaży wyniósł 2,55, a tym razem tylko 1,76. Obligacje pięcioletnie są tymi, które uznawane są za miernik (benchmark) sytuacji na rynku, więc spadek popytu musi trochę martwić. Obligacje staniały i na wykresie widać, że coraz bliżej jest do wykreowania zapowiadającej duże spadki formacji podwójnego szczytu. Nie udało się jednak zauważyć wpływu aukcji na rynek walutowy. Złoty i inne waluty regionu wzmocniły się dopiero około 14.30, kiedy to centralny bank Słowacji interweniował w celu obrony korony, ale i tak nie uchroniło to naszej waluty do osłabienia w stosunku do euro (do dolara nieznacznie się wzmocniła).
Warszawska giełda poszła w środowy poranek pod prąd kierunku indeksów na rozwiniętych giełdach Eurolandu. Tam indeksy spadały, a u nas (na Węgrzech również) rosły. Trudno to było wytłumaczyć, bo na przykład u nas rosły kursy spółek paliwowych, a w Eurolandzie te akurat akcje taniały. Wydaje się, że po prostu obserwujemy od początku tygodnia ciągle to samo: mały obrót i dziwne ruchy, które niekoniecznie muszą o czymś świadczyć. Bardzo sceptycznie zapatrywał się na rozwój sytuacji rynek kontraktów – utrzymywała się głęboko ujemna baza. To, że rynek kontraktów jest tak sceptyczny niczego jednak nie przesądza. Skrajny pesymizm rzadko zapowiada poważne spadki.
Jednak już koło południa chęć do kupna akcji wygasła, a WIG20 zaczął tracić. Można powiedzieć, że poszliśmy za rynkami rozwiniętymi Eurolandu nie zwracając uwagi na ciągle rosnące indeksy na Węgrzech. Przecena trwała przez nieco ponad dwie godziny, po czym do głosu znowu doszedł popyt, który bez problemów odwrócił kierunek indeksów. Tak właśnie wygląda handel na płytkim rynku (obrót był znowu bardzo mały). Zmienność jest olbrzymia i nadal powinna się utrzymywać.
Dzisiaj i na naszej giełdzie doskonała sesja w USA powinna zapewnić bardzo dobre otwarcie. Można się niepokoić tylko tym, że nasz rynek bardzo nie lubi zachowywać się standardowo. Skoro taki oczywisty wydaje się być duży wzrost indeksów to zdecydowanie najbardziej rozsądne byłoby poczekać z kupowaniem akcji i nie robić tego w pierwszej godzinie. Nie twierdzę, że indeksy spadną, bo to wydaje się być niezwykle mało prawdopodobne, ale może się okazać, że końcówka będzie dużo słabsza.