- Statystyki na całym świecie pokazują, że tylko kilka procent startupów odnosi sukces. Jednak nawet ten ułamek daje taki wkład do gospodarki, że rekompensuje z naddatkiem porażkę pozostałych - mówi money.pl Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki, dodając: - Polska gospodarka albo stanie się innowacyjna, albo pogrąży się w kryzysie. I dlatego rząd chce dla firm wprowadzić od 2018 r. 100-proc. ulgi na innowacje.
Sebastian Ogórek, money.pl: W Krakowie podczas konferencji Impact chcę jeździć Uberem, nocować będę nie w hotelu, a w mieszkaniu wynajętym przez Airbnb. Dobrze robię?
Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki: Czwarta rewolucja przemysłowa rzeczywiście zdecydowanie poszerza naszą wolność wyboru. Na tym polega urok wolnego rynku. Każdy wybiera to, co dla niego jest atrakcyjne.
Są oczywiste plusy. Tylko są też ludzie, którzy w tej czwartej rewolucji przemysłowej mogą się nie odnaleźć. Taka już natura tego typu przemian. Kiedy jako Polska przestaniemy być montownią, pojawią się ludzie bez pracy.
Mechanizacja jest nieuchronna. Tak jak kiedyś maszyny parowe zastąpiły robotników w tkalniach, tak w przyszłości wiele obecnie funkcjonujących zawodów może zostać wypartych przez automatyzację.
I co z tym zrobią politycy?
Zadaniem polityków jest przygotowanie Polski na taką rzeczywistość. Po pierwsze, musimy dostosować nasz system edukacyjny do obecnych realiów. Technologie są kluczowe dla innowacji, uczelnie na całym świecie oferują coraz bardziej specjalistyczne zajęcia z robotyki. Nie możemy pozostać w tyle.
Po drugie, musimy starać się jak najszybciej rozwijać najbardziej innowacyjne branże. Od tego nie ma odwrotu. Polska gospodarka albo stanie się innowacyjna, albo pogrąży się w kryzysie. Jestem przekonany, że jeśli odpowiednio wpiszemy się jako kraj w trendy czwartej rewolucji przemysłowej, uwolnimy potencjał przedsiębiorców i naukowców, mamy szanse na śmiały skok cywilizacyjny Polski. Zyskamy na nim wszyscy.
Rozumiem, że czwarta rewolucja przemysłowa jest dla nas szansą, tylko co z osobami, które choćby ze względu na wiek, nie będą umiały się odnaleźć w nowej rzeczywistości?
W perspektywie 20 lat wraz z rozwojem technologii coraz więcej zawodów nie będzie wymagało obecności człowieka, już teraz maszyny zastępują ludzi przy taśmach produkcyjnych w fabrykach. Dlatego musimy tak kształcić młodych Polaków, by sprostali oczekiwaniom i realiom rynku.
Kluczowa przy tak ogromnym tempie zmian technologicznych będzie dużo większa niż do tej pory gotowość do przekwalifikowania się. Ludzie urodzeni w latach 80. będą musieli zmieniać zawód kilkukrotnie w trakcie swojego życia.
Jak dostosować do tego system szkolnictwa wyższego?
Transformacje edukacji młodego pokolenia musimy zmienić już od szkoły podstawowej. Dużo większy nacisk trzeba położyć na naukę matematyki czy informatyki. Podstaw robotyki również powinno się nauczać już najmłodszych. Dlatego mój resort razem z ministerstwami edukacji i cyfryzacji chcą, aby szerokopasmowy internet był dostępny we wszystkich szkołach. Dzięki temu będziemy mogli wprowadzić lekcje programowania już od podstawówki.
Trzeba też kształcić miękkie umiejętności, które są niezbędną kompetencją w nowoczesnej gospodarce. Mam tu na myśli budowę kapitału społecznego czy umiejętność pracy zespołowej. Gdy rozmawialiśmy z przedsiębiorcami w ramach konsultacji ustawy o innowacyjności, to oni wskazywali słaby kapitał społeczny jako główną barierę w rozwoju innowacyjności.
Co ze szkolnictwem wyższym?
Moim celem jest budowa w Polsce uczelni, które będą konkurencyjne wobec najlepszych uczelni europejskich. Obecnie najlepsze uczelnie są w czwartej setce światowych rankingów, od najlepszych amerykańskich dzielą nas lata świetlne. A na dodatek z roku na rok ich pozycja słabnie. Dla porównania: najlepszy czeski Uniwersytet Karola w Pradze był w drugiej setce rankingu szanghajskiego.
Mówi pan, że musimy postawić na matematykę i informatykę. Czy w takim wypadku powinniśmy zwiększyć wydatki na nauki ścisłe? Premiować politechniki kosztem uniwersytetów?
Na pewno uczelnie, w większym niż do tej pory stopniu, powinny finansować działalność w oparciu o współpracę z biznesem. Politechniki wcale nie mają uprzywilejowanej pozycji. Najlepsze uczelnie amerykańskie nie mają charakteru technicznego, a też prowadzą współpracę z nowoczesnymi branżami gospodarki. Popatrzmy na biotechnologię. Nauki o życiu zazwyczaj rozwijają się na uniwersytetach.
W marcu zapowiedziano program skierowany m.in. do naukowców. Chodzi o pomysł "funduszu funduszy". Kiedy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wraz z PZU zacznie finansować polskie firmy technologiczne?
Szczegóły przedstawimy podczas konferencji Impact'16 w Krakowie. Mogę tylko powiedzieć, że "fundusz funduszy" będzie wkomponowany w szerszy rządowy plan rozwoju. Mam nadzieję, że pierwsi beneficjenci zostaną wyłonieni jeszcze w tym roku.
NCBR to instytucja państwowa, PZU to spółka kontrolowana przez Skarb Państwa. Pieniądze, które wyłożą – zapewne spore – nie dadzą automatycznego i mierzalnego zysku. To nie jest problemem, że nie będzie widać tego efektu?
Statystyki na całym świecie pokazują, że tylko niewielka część badań w dziedzinie innowacyjnych technologii kończy się powodzeniem. Tylko kilka procent startupów odnosi sukces. Jednak nawet ten ułamek daje taki wkład do gospodarki, że z naddatkiem rekompensują porażkę pozostałych.
Analogiczną sytuację możemy zaobserwować w dziedzinie badań i rozwoju. Duża część badań kończy się całkowitym fiaskiem albo tuż przed fazą wdrożeniową. Wystarczy popatrzeć, ile patentów znajduje zastosowanie w gospodarce. Mam świadomość, że znajdą się tacy, którzy będą uważali, że skala ryzyka jest zbyt duża. W gospodarce globalnej szanse na zwycięstwo mają tylko ci, którzy ryzykować się nie boją.
Jak będziecie próbowali wytłumaczyć społeczeństwu, że NCBR wydał na projekt 10 mln zł, a pomysł nigdy nie doczekał się realizacji?
Wiem, że taka krytyka się pojawi. Trzeba się z nią liczyć. Warto tu zwrócić uwagę, że wiele z projektów finansowanych przez NCBR w poprzednich latach często nie spełniło pokładanych w nich nadziei. Dlatego reorganizujemy działania NCBR. Inne państwa z powodzeniem wspierają swój prywatny biznes i kapitał. Jeśli chcemy być konkurencyjni, musimy robić to samo.
Pana rząd często podkreśla, że powinniśmy inwestować w rodzime firmy. Tymczasem w ramach szybkiej ścieżki najwyższą dotację z NCBR otrzymało General Electric – ponad 31 mln zł.
Rzeczywiście są pewne ograniczenia unijne, które zabraniają uprzywilejowywania kapitału krajowego. Z drugiej strony jak przyjrzeć się, kto wygrywa przetargi na badania i rozwój w starej Unii, a kto w nowej „trzynastce”, to okazuje się, że wszędzie wygrywają firmy zachodnie. Sytuacja w Polsce ulegnie jednak zmianie. My postanowiliśmy większość środków kierować do małych i średnich firm. Te w zdecydowanej większości, jeśli nie w 100 proc., należą do kapitału polskiego.
Czwarta rewolucja przemysłowa naznaczona jest pewnym paradoksem. Z jednej strony kapitał ma narodowość. Państwa, które nie będą wspierać swojego kapitału, będą przegrywać. Z drugiej strony ta rewolucja jest bardzo demokratyczna. Nie potrzeba wielkich zasobów finansowych, aby osiągnąć sukces. Dzięki temu polscy wynalazcy czy naukowcy, którzy zamienili się w przedsiębiorców zaczynają już dziś odnosić sukcesy.
A gdzie te sukcesy pana zdaniem możemy odnosić? Wicepremier Morawiecki mówił ostatnio o branży autobusów i samochodów elektrycznych.
Na pewno taki potencjał do osiągnięcia sukcesu jest w branży chemicznej. Dlatego NCBR podpisuje umowę z firmą Synthos. Centrum dofinansuje jedno z przedsięwzięć naukowych tej firmy. Taki precyzyjnie określony, zdefiniowany mechanizm pomocy będziemy chcieli stosować znacznie częściej. Inny obszar, gdzie widzę zdolność do osiągnięcia wyniku, to wspomniana wcześniej biotechnologia. Osobiście wielkie nadzieję wiążę z przemysłem maszyn wydobywczych. Mam na myśli nie tylko sprzęt do kopalń węgla, ale także na przykład miedzi.
Wracamy do tego, o co pytałem na początku. Taka deklaracja z pana ust może skończyć się strajkami na Śląsku.
Nasze pokłady węgla są tak głęboko położone, że jeszcze długo do ich wydobycia będzie potrzebna praca ludzkich rąk. Na takie nowoczesne maszyny wydobywcze jest bardzo duży rynek zbytu w Australii czy Azji. Otwiera się nowy i niezwykle atrakcyjny rynek, jakim po zdjęciu sankcji jest Iran. Dużo możemy sobie też obiecywać po współpracy z Chinami.
Na koniec spytam jeszcze o ulgę podatkową na badania. Zaczęła ona obowiązywać na początku roku, ale przedsiębiorcy już zgłaszają uwagi, mówiąc, że jest ona zbyt skomplikowana i zbyt skromna. Rozpoczęliście prace nad zmianą tych przepisów?
To prawda. Ustawa przyjęta przez poprzedni rząd zawiera - nazwijmy to tak - nieśmiałe ulgi. Jest tam też wiele nieścisłości. Szykujemy nową ustawę zwiększającą ulgi. Mamy jednak świadomość, że ograniczenia budżetowe powodują, że te zachęty podatkowe nie są jeszcze w pełni satysfakcjonujące. W przyszłości planujemy je rozszerzyć.
Do jakiego poziomu?
Co najmniej 100 proc.
Czyli wszystkie wydatki na badania i rozwój zmniejszałyby podatek?
Tak jest. Obecnie procedowane przepisy, przewidujące ulgę 50-procentową, mogą zacząć obowiązywać od najbliższego roku budżetowego. Od stycznia 2018 r. chcielibyśmy, żeby wysokość tych ulg wynosiła 100 proc.
Jest zrozumienie ze strony Ministerstwa Finansów?
Pracowaliśmy nad zmianami wspólnie. Zdaję sobie sprawę, jak wielkie wyzwanie stoi przed ministrem Szałamachą, by sfinansować niezwykle ważny program 500+. To program o fundamentalnym znaczeniu dla gospodarki. Dlatego stwierdziłem, że musimy te ulgi na innowacje rozłożyć w czasie i zwiększać co roku.
Ani w przypadku rodziny, ani w przypadku innowacji nie stać nas na nieinwestowanie.