Wtorek nasza waluta rozpoczęła od wyraźnego umocnienia się do euro i dolara. Był to wynik znacznego wzrostu kursu EUR/USD. Takie umocnienie nie było niczym dziwnym, ale i tak wszyscy wiedzieli, że ostateczne rozstrzygnięcie kierunku kursu walut będzie miało miejsce po publikacji protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC. Jednak już około 10.00 korekta się zakończyła i kursy walut znowu ruszyły na północ tez zresztą naśladując ruchy kursu EUR/USD. Wzmocnienie dolara znacznie złotego osłabiło, ale po publikacji protokołu z posiedzenia FOMC z 8 sierpnia, kiedy euro zaczęło się wzmacniać, nasza waluta umocniła się nieznacznie do dolara, ale straciła do euro. Pokazuje to nadal słabość złotego, bo wtedy, kiedy był naprawdę mocny zawsze zyskiwał do obu walut, jeśli rósł kurs EUR/USD.
Dzisiaj w Polsce też (tak jak w USA) zostanie dzisiaj opublikowany raport o PKB w 2 kwartale 2005. Prognoza mówi o wzroście o 5,4 proc. i wydaje się pewne, że wzrost będzie co najmniej tak duży. Bardzo interesujące mogą być dane o wzroście inwestycji. Muszą być wyraźnie wyższe od 10 procent, żebyśmy mogli powiedzieć, że wzrost gospodarczy nie jest zagrożony. Dla bieżącej gry giełdowej te dane nie będą żadnym impulsem. Wszystko jest już zawarte w cenach akcji. Nie wierzę też, żeby jakieś znaczenie miała decyzja RPP. Od dawna wiadomo, że Rada stóp nie zmieni, więc nikogo to zaskoczyć nie może. Ciekawa może być konferencja prasowa, bo tam Rada może rynki trochę przestraszyć, ale giełda (w odróżnieniu od rynku walutowego) już nie zdąży zareagować.
A we wtorek rynek akcji zareagował zwyżką na poniedziałkowe wzrosty indeksów w Eurolandzie i USA. WGPW odrabiała stracony wcześniej teren i nie miało żadnego znaczenia to, co działo się na rynku surowców. Właśnie sektor surowcowy zyskiwał najmocniej (pod koniec sesji skala wzrostów się zmniejszyła), co zdecydowanie mogło dziwić w sytuacji, kiedy cena ropy tak ostatnio spadała, a miedź też już zaczynała tanieć. Jeszcze mocniejszy był sektor medialny, a całkiem przyzwoity bankowy (z czasem okazał się być najsilniejszy). Obrót znacznie wzrósł, ale i tak był o 30 – 40 procent niższy od obrotu w czasie hossy, co sygnalizuje, że w grze były przede wszystkim polskie fundusze.
Taki duże wzrosty indeksów przed bardzo ważnymi danymi makroekonomicznymi z USA, które od wtorku miały spływać na rynek mogło dziwić, ale jeśli spojrzy się na wykresy indeksów we Francji i Niemczech oraz na kalendarz to dziwiły już nieco mniej. W Eurolandzie indeksy od 9 sierpnia indeksy do poniedziałku wzrosły około 2,5 procenta, a u nas WIG20 stracił prawie 6 procent, co z pewnością zarządzającym funduszami nie wydawało się uzasadnione. A spojrzenie w kalendarz pokazywało, że zbliża się koniec miesiąca, co i u nas mogło wywoływać proces window dressing. Było tylko kwestią przypadku, kiedy taki atak się rozpocznie. W żadnym przypadku nie należy jeszcze tych wzrostów traktować jako zapowiedzi kontynuowania hossy.
Skoro jednak nasze fundusze zaczęły taką grę przed końcem miesiąca to powinny ją kontynuować (o ile zagranica na to pozwoli). Dziwiłbym się jednak, gdyby rynek surowcowy bykom pomagał, chociaż, jak widać było z przebiegu wczorajszej sesji fundusze mogą udawać, że spadki cen surowców (rano lekko odbijały) nie mają znaczenia dla spółek (tylko jak długo mogą udawać?). Cokolwiek by jednak nasz rynek od rana nie robił to i tak o końcu sesji zadecyduje reakcja rynków światowych na raporty makroekonomiczne publikowane w USA o 14.30
We wtorek giełdy europejski rozpoczęły dzień w nastroju wyczekiwania, ale z lekkim optymizmem. Optymizm ten był hamowany przez umacniające się euro. Najwyraźniej czekano na słabe dane z USA, ale z czasem jednak optymizm na rynku akcji zaczął rosnąć. Bliskie pół procenta wzrosty indeksów utrzymywały się do publikacji indeksu zaufania w USA, ale potem popyt zrezygnował i sesje zakończyły się neutralnie.
W USA gracze czekali na dwa raporty, ale okazało się, że nie tylko one miały we wtorek znaczenie. Indeks zaufania konsumentów publikowany przez Conference Board zdecydowanie zepsuł nastroje, bo spadł mocniej niż prognozowano i sięgnął poziomu z listopada zeszłego roku. W ciągu jednego miesiąca indeks spadł najmocniej od czasu uderzenia huraganu Katrina. Ankietowani szczególnie niepokoili się sytuacją na rynku pracy i możliwością wzrostu inflacji. Wiadomo jednak, że nastroje od dawna nie pokrywają się z realnymi decyzjami o zakupach, więc rynek reaguje bardzo spokojnie na tego typu indeksy. Na dodatek opublikowane również we wtorek raporty Redbook Research oraz International Council of Shopping Centers z UBS pokazały, że sprzedaż w zeszłym tygodniu wzrosła bardziej niż oczekiwano, co tym bardziej osłabiło wymowę raportu Conference Board.
Akcjom pomagała też ciągle taniejąca ropa (już poniżej 70 USD za baryłkę). Mówiono, że tanieje, bo huragan Ernesto nie zaszkodzi wydobyciu, ale to nie jest sensowne wytłumaczenie, bo ile razy można dyskontować tę samą informację? Najbardziej prawdopodobne jest, że obawy o spowolnienie gospodarcze w połączeniu z sygnałami analizy technicznej (na wykresie ropy powstała formacja podwójnego szczytu) odpowiadają za kontynuację tego, krótkoterminowego trendu spadkowego. Taniały zresztą również metale (miedź, złoto) potwierdzając, że rynek surowców boi się spowolnienia gospodarki. Nie miało to nic wspólnego z zachowaniem rynku walutowego, gdzie kurs EUR/USD zareagował, zupełnie irracjonalnie, mocnym spadkiem na raport Conference Board, a potem zaczął rosnąć
Przełom na rynku akcji i walutowym nastąpił po publikacji protokołu z posiedzenia FOMC z 8 sierpnia. To właśnie wtedy FOMC zadecydował, że nie podniesie stóp. Okazało się, że decyzja FOMC wynikała przede wszystkim z obawy o to, że gospodarka nadmiernie zwalnia. Uczestnicy posiedzenia zgodzili się z tezą mówiącą, że w ciągu następnego 1,5 roku wzrost gospodarczy będzie niższy od potencjalnego trendu z powodu „spowolnienia na rynku nieruchomości, zmniejszania siły nabywczej gospodarstw domowych przez wyższe ceny energii, zmniejszającego się wpływu „efektu bogactwa” na wydatki konsumentów oraz działania siedemnastu podwyżek stóp”. Mówiąc o rynku nieruchomości wyrażano „znaczną niepewność, co do rozwoju sytuacji”. Stwierdzono jedna również, że spowolnienie gospodarcze powinno zmniejszać z czasem inflację bazową.
Z komunikatu przebijała wyraźna troska o stan gospodarki, co docenił rynek walutowy osłabiając dolara. Jednak byki na rynku akcji są nadal uparte i wierzą, że szklanka jest w połowie pełna. Nawet jak Fed mówi im, że rozwój gospodarcze będzie niższy od potencjalnego przez półtora roku, to gracze i tak cieszą się z tego, że inflacja spada. Widać to było jak na dłoni po publikacji raportu, kiedy indeksy błyskawicznie wymazały poprzednie spadki. Z tego wniosek, że rynek nie nawrócił się jeszcze na normalną logikę i nadal uważa, że im gorsze dane tym lepiej dla akcji. To w końcu musi się źle skończyć, ale na razie nic nie jest w stanie powstrzymać byków przed dobrym zakończeniem miesiąca.
Dzisiaj kalendarium wydaje się być pełne po brzegi, ale tak naprawdę liczy się tylko jeden raport – o PKB w USA. Przy okazji dowiemy się też, jakie były różne wskaźniki mające przełożenie na inflację. Wzrost PKB zostanie zapewne zweryfikowany w górę. Jeśli rzeczywiście wzrośnie do prognozowanego 3 procent to niespecjalnie podziała na rynki. Większy wzrost PKB może nawet graczy zaniepokoić, bo wzrośnie prawdopodobieństwo podwyżek stóp. Sam wzrost PKB to zdecydowanie za mało, żeby być istotnym impulsem rynkowym, bo dowiemy się jeszcze jaki był deflator, czyli miernik inflacji wynikającej z raportu o PKB, ECI (indeks kosztów zatrudnienia) oraz PCE – wskaźnik wydatków konsumpcyjnych. Rynek reaguje najmocniej na PCE (szczególnie na jego bazową składową). Bardzo trudno prognozować jak ułożą się te wskaźniki. Jedno jest pewne – jeśli z raportu będzie wynikało, że inflacja będzie szybko rosła to nie będzie ważna dynamika wzrostu PKB – akcje ucierpią, a dolar się wzmocni. Jeśli inflacja okaże się być niezbyt groźna
to oczywiście najlepszy dla akcji byłby duży wzrost PKB, a dolar wtedy by osłabł.
Przed tym raportem dowiemy się jeszcze jak w raporcie ADP ocenia się zmianę zatrudnienia w sektorze prywatnym. Jeszcze dwa miesiące temu było to wielkie wydarzenie, bo ADP chwaliła się, że korelacja z oficjalnym danymi jest olbrzymia, ale właśnie wtedy oficjalny raport był bardzo słaby (zapowiedzi ADP wręcz przeciwnie). Mit korelacji na razie upadł, ale i tak rynki zareagują na ten raport. Im wyższy przyrost zatrudnienia tym lepiej dla dolara i gorzej dla akcji. W drugiej części dnia dowiemy się jeszcze jak zmieniły się zapasy paliw w Stanach. Jak zwykle dane te wykorzystane zostaną do bieżącej rozgrywki spekulacyjnej. Ruchy cen ropy nie powinny mieć żadnego przełożenia na rynek walutowy i ceny akcji.