Najpierw Czechy, później Słowacja, a teraz Rumunia. Coraz więcej krajów regionu twierdzi, że na ich rynek trafia żywność gorszej jakości niż do państw Zachodu. Polska zapowiada poparcie i dodaje, że "będzie aktywnie uczestniczyć w uchwalaniu nowych ustaw".
Państwom w Europie Środkowej nie podoba się, że żywność trafiająca na tamtejszy rynek różni się od tej, oferowanej mieszkańcom Zachodu.
Problem zasygnalizował już w lutym czeski minister rolnictwa Marian Jureczka. Poinformował wówczas, że zamówione przez niego badania jakości produktów żywnościowych będą gotowe w czerwcu. Ich wyniki wraz z wynikami badań przeprowadzonych na Słowacji i w innych krajach zostaną wykorzystane do nacisku na Brukselę w sprawie zmiany przepisów.
- Naszym podstawowym celem jest zmiana unijnych przepisów. Chodzi o to, że jeśli jakiś produkt ma tego samego producenta, takie samo opakowanie z takim samym napisem, tak, że wydaje się na pierwszy rzut oka identyczny, to żeby miał też identyczne składniki - zaznaczył minister na początku roku.
"To wielki skandal"
Okazało się, że problem dotyczy nie tylko czeskiego rynku. W zeszłym tygodniu na ten sam fakt zwrócił uwagę premier Słowacji Robert Fico.
- Różne standardy w artykułach spożywczych to wielki skandal - denerwował się przed Komisją Europejską.
I podawał przykłady. Przyniósł nawet na spotkanie kilka wersji tego samego produktu. Dwa opakowania płynu do prania, kawy i paluszków rybnych - jeden przeznaczony na rynek zachodni, a jeden na wschodni.
I choć na pierwszy rzut oka wydawało się, że są one takie same, to w rzeczywistości różniły się dość znacznie. Wschód otrzymywał mniejsze opakowanie po wyższej cenie, a w paluszkach rybnych było mniej ryby.
Z kolei Słowak za tę samą cenę otrzymuje o 28 gramów kawy mniej niż jego austriacki sąsiad.
Protesty popierają również inne kraje Grupy Wyszehradzkiej.
Rumunia dołącza
W ubiegłą środę larum podniósł kolejny kraj. Rumunia wezwała władze Unii Europejskiej do przeciwdziałania podwójnym standardom, jakie stosują firmy spożywcze.
Rumuński minister rolnictwa Petre Daea powołał się na badania, z których wynika, że 9 z 29 przebadanych produktów tej samej marki było innych w Belgii, Holandii czy Niemczech niż w Rumunii.
Minister wskazał na inną wartość kaloryczną ryby w puszce, pasztetu z wątróbek czy wyrobów z wieprzowiny. Co prawda żaden z dziewięciu produktów nie był szkodliwy dla zdrowia, niemniej autorzy badania skrytykowali "brak spójności między markami w zachodniej i wschodniej Europie".
- Poprosimy, żeby Komisja Europejska przyspieszyła prace regulujące tę kwestię, by powstały narzędzia oceny tego rodzaju podwójnych standardów - powiedział Daea.
Polska nie jest wyjątkiem
Kilka miesięcy temu głośno było o tym, że na polskim rynku pojawiły się herbatniki Leibnitz o zupełnie innym składzie niż te na rynku niemieckim. Polacy zamiast masła mieli w składzie olej palmowy. O sprawie informował "Fakt".
Minister Krzysztof Jurgielpowiedział w czwartek, że będzie uczestniczyć w procesie legislacyjnym, gdy tylko Komisja Europejska przedstawi założenia do nowego prawa.
A te mogą pojawić się niedługo, co przyznał w czwartek szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.
Jurgiel wyjaśnił, że "polskie służby kontrolne nie były adresatem skarg obywateli czy organizacji zrzeszających konsumentów bądź przedsiębiorców, dodatkowo nie otrzymywały żadnych formalnych wniosków w obszarze "podwójnej jakości" od organów kontroli z innych państw członkowskich". Wyjątkiem były właśnie wspomniane herbatniki.
To jednak nie znaczy, że nasz kraj nie wspiera sąsiadów. "Polska popiera wszelkie działania zmierzające do eliminowania nieuczciwych praktyk rynkowych i ochrony interesu konsumentów" - napisał resort rolnictwa w oświadczeniu.
"Biorąc pod uwagę sygnały zgłaszane przez Słowację, Węgry czy Czechy, odnoszące się do różnic w składzie produktów oferowanych pod tą samą marką w takich samych opakowaniach, należy rozważyć konieczność podjęcia działań związanych z analizą tej sytuacji" - zaznaczyło ministerstwo.