Ranking „Rzeczpospolitej” to zestawienie, za którego stronę merytoryczną odpowiada Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia przy Ministerstwie Zdrowia. Jak podkreślają redaktorzy „Rz”, nie ingerują oni w wyniki, ale sami autorzy ankiety również tego arbitralnie nie robią. Co jest oceniane? Głównie zarządzanie, jakość usług medycznych, opieka nad pacjentem. Oprócz rankingu głównego są również inne zestawienia, m.in. wojewódzkie. - Historia naszego uczestnictwa w rankingu jest bardzo dynamiczna. W 2004 roku zajęliśmy 4. miejsce w województwie, a w kraju 61. W tych pierwszych latach uznałem, że najważniejsze jest zbadać nasze mocne i słabe strony, bo tylko taka wiedza daje bazę do rozwoju. Napisałem wówczas do prowadzących ranking z prośbą o wskazanie przyczyn tego, że jesteśmy na danym miejscu - opowiada Leszek Kołacz, dyrektor szpitala. - Oczywiście moją intencją nie było to, aby kwestionować wyniki, ale żeby świadomie się doskonalić. I otrzymałem odpowiedź wskazującą na pewne ciekawe fakty. Po
przeanalizowaniu ich, obrałem konkretną drogę, którą wraz ze wszystkimi pracownikami bardzo konsekwentnie podążaliśmy. I są efekty, które zawdzięczamy ciężkiej pracy. Rzeczywiście w 2005 roku mielecki szpital był już 2. na Podkarpaciu, a od 2006 do 2009 – plasował się na pierwszej lokacie. Począwszy od 2005 roku był kolejno na 67., 33., 22., 43. i 21. miejscu w kraju. - To było naprawdę duże osiągnięcie, bo zestawiając twarde dane otrzymywaliśmy wiarygodne potwierdzenie naszego ciągłego rozwoju, a w końcu wysokiej rangi. Trzeba zaznaczyć, że pozostałe sklasyfikowane szpitale w regionie to szpitale wojewódzkie, nasz to jednostka powiatowa. Pokazuje to, że nie warto się w pracy kierować stereotypami, ale postawić na realizowanie konkretnych ambitnych planów - nie kryje Leszek Kołacz. Dzięki temu od lat wrażenie robią warunki sanitarne, w jakich leczeni są chorzy, infrastruktura szpitala, prowadzone inwestycje, czy sposób konserwacji sprzętu medycznego, ale także warunki w salach operacyjnych i szpitalnych.
Ranking nie pomija certyfikatów jakości i akredytacji, a także wykształcenia i kwalifikacji kadry. - Walka o jak najwyższą lokatę trwa cały czas, ale budowanie prestiżu dla samej marki mijałoby się z celem. Tak naprawdę przecież chodzi o dobro pacjenta, któremu chcemy zaoferować usługi na najwyższym poziomie oraz poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewnia dobra kadra, wysokiej klasy sprzęt i nowoczesna infrastruktura - podkreśla Kołacz.