Bolesny zabieg może czekać oddział kardiologiczny w Szpitalu Morskim w Gdyni. Po tym, jak Narodowy Fundusz Zdrowia o ponad milion złotych zmniejszył kontrakt na leczenie serc w gdyńskiej placówce, jej dyrekcja przygotowało wstępną symulację niezbędnych oszczędności. Z 38-łóżkowego oddziału może ubyć dziesięć łóżek, niewykluczone są też zwolnienia pielęgniarek i lekarzy. Na dodatek możliwa jest też strata pieniędzy z Unii Europejskiej. 17 stycznia z czarnym scenariuszem działań oszczędnościowych zapozna się wicemarszałek Hanna Zych-Cisoń oraz Rada Społeczna szpitala. - Nie chcemy tego robić, ale niewykluczone, że zostaniemy zmuszeni - mówi z lekką rezygnacją w głosie Małgorzata Bartoszewska-Dogan, wicedyrektor Szpitala Morskiego. - W ubiegłym roku nasz kontrakt wynosił 3,8 mln, a oddział już przynosił straty sięgające miliona złotych rocznie. W tym roku dostaliśmy 2,7 mln zł, co oznacza, że straty wyniosą 2 mln złotych. Szpital nie może się zadłużać. Z drugiej strony pojawia się pytanie - co z pacjentami?
Przecież chorzy ludzie nie znikną! W ostatnich dniach szpital w Redłowie już dwa razy zgłaszał do centrum ratunkowego informację o tzw. blokadzie. Oznaczało to, że wszystkie łóżka na oddziale kardiologii były zajęte. Teoretycznie karetka z chorym powinna w razie takiej informacji ruszyć do innego szpitala. Kłopot w tym, że albo pacjent był w takim stanie, że dłuższa podróż stanowiła zagrożenie dla jego życia, albo w najbliższym Szpitalu Miejskim nie było wolnych miejsc.Ostatecznie lekarz decydował o położeniu takiego pacjenta na jednym z pięciu łóżek w izbie przyjęć, gdzie chory - już pod nadzorem specjalistów - czekał na zwolnienie miejsca. - Na lekarzy, którzy muszą dokonać selekcji przyjęć chorych, spada ogromna odpowiedzialność - wyjaśnia ordynator kardiologii, dr Michał Szpajer. - Groźne są zwłaszcza tzw. przypadki ewoluujące W przeciągu dwóch-trzech godzin sytuacja dramatycznie się pogarsza i nagle mamy do czynienia ze stanem krytycznym. Sytuacja w Gdyni jest skutkiem głośnej sprawy, związanej z
brakiem kontraktów z pomorskiego NFZ dla trójmiejskiej kardiologii. Gdyński szpital uważany był za "szczęśliwca", bo w przeciwieństwie do Pomorskiego Centrum Traumatologii i Szpitala Studenckiego w Gdańsku zgarnął w dodatkowym konkursie całą pulę pieniędzy. Pula ta jednak nie wystarcza na podtrzymanie dotychczasowej działalności. - Możemy też stracić szansę na otrzymanie 1,4 miliona euro unijnych pieniędzy na zbudowanie jedynego w województwie Ośrodka Niewydolności Serca - mówi dyr. Bartoszewska- Dogan. - Wniosek o dofinansowanie z UE zawierał dane ubiegłoroczne, m.in dotyczące personelu i liczby łóżek. Przy mniejszym kontrakcie nie jesteśmy w stanie spełnić tych warunków. W ośrodek, który miał powstać w ramach koncepcji programu Zdrowie dla Pomorzan, samorząd województwa i władze Gdyni zainwestowały duże pieniądze. Działa już przychodnia kardiologiczna, ambulatorium, kupiono sprzęt, przygotowano modernizację szpitala.