Część pieniędzy z OFE rząd chce sprywatyzować i przekazać tym, na których kontach są gromadzone. Wicepremier i minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki powiedział w salonie Politycznym Trójki, że poprzedni system się nie sprawdził.
Dodał, że zgromadzone środki są dziś szczątkową formą zanikającego filara kapitałowego, dlatego będzie lepiej, jeśli trafią na konta Polaków. - Patrzymy na to jakie środki zainwestowane są w klasy aktywów. I mamy tam podstawową klasę aktywów jaką są akcje. I to co jest w akcjach chcemy ludziom przekazać - powiedział Morawiecki.
Wicepremier podkreślił, że jedną z podstawowych słabości wzrostu gospodarczego w Polsce jest brak oszczędności i kapitału.
Rząd PiS nie podjął jeszcze decyzji w sprawie OFE. Rozważano między innymi przekazanie środków pozostających jeszcze w OFE na Fundusz Rezerwy Demograficznej.
Taką propozycję zawiera projekt resortu rodziny dla rządu po przeglądzie systemu emerytalnego.
W uzasadnieniu pomysłu napisano, że "realizuje ona zarówno potrzeby rynku finansowego: aktywa będą inwestowane nadal na giełdzie, jak i ubezpieczonych, których aktywa zgromadzone w OFE zostaną zapisane na subkontach w ZUS".
Bez względu na to, jaki procent z blisko 150 mld zgromadzonych na OFE będzie przekazany do FRD, warto zastanowić się nad konsekwencjami takiego kroku.
- Zupełnie nie rozumiem, w jakim stopniu ma to zabezpieczyć interesy przyszłych emerytów. Oczywistym jest jednak, że środki z FRD mogą posłużyć do zasypywania dziur w budżecie. Poprzednia koalicja już korzystała z tego rozwiązania - przypomina prof. Dariusz Filar w rozmowie z money.
Dla prof. Ryszarda Bugaja takie zamieszanie bardzo źle wpływa na zaufanie do całego systemu i proponowanych reform - Choć cieszy mnie demontaż tego systemu, to jestem przekonany, że powinniśmy budować bardziej trwałe instytucje w systemie emerytalnym. Oczywiście wymagane są korekty, ale nie można ich dokonywać w sposób chaotyczny - dodaje.
Co do tego, że chodzi o pieniądze na realizację obietnic wyborczych, wątpliwości nie ma prof. Ryszard Bugaj.
- Głoszone motywy są fałszywe, bo chodzi przecież tylko o to, by dorwać się do kasy. W poprzednim przypadku było to jednak bardziej racjonalne, bo nie dawało się sensownie zredukować wydatków publicznych. Dochodziliśmy do bariery 55 proc. długu publicznego i trzeba było działać - twierdzi Bugaj.
Obecnie rządzący, szukając pieniędzy w budżecie, oczywiście mogliby nieco odciążyć jego stronę wydatkową. Nic jednak nie zapowiada, by nagle miały się pojawić jakiekolwiek zmiany np. w programie 500+. Wręcz przeciwnie, rząd realizuje kolejne kosztowne obietnice wyborcze. Tydzień temu Sejm przegłosował ustawę obniżającą wiek emerytalny. Odwrócenie reformy PO może kosztować rocznie nawet 10 mld zł rocznie.