Do szpitali z obrażeniami spowodowanym pożarem trafiły 92 osoby. Część z nich przetransportowano już do specjalistycznych klinik. Pożar wybuchł ok. 23.00. Centrum miasteczka, składające się z ponad 160 drewnianych zabytkowych domów, zamieniło się błyskawicznie w płonący stos. Akcję strażaków utrudnia silny wiatr, który pomaga przerzucać się płomieniom na kolejne zabudowania.
Policja ostrzegła przed możliwością eksplozji. W niektórych domach w strefie pożaru, gdzie np. były niewielkie warsztaty, znajdują się butle gazowe mogące wybuchnąć w ogniu. Policja też wprowadziła zakazu lotów w rejonie pożaru. W powietrzu pokazały się tam małe bezpilotowe maszyny latające tzw. drony wyposażone w kamery. Utrudniały one ruch śmigłowców służb zaangażowanych w akcje ratowniczą.
Utrudnia ją też brak łączności telefonicznej, bowiem uszkodzone zostały miejscowe urządzenia telekomunikacyjne. W miasteczku jest też brak energii elektrycznej. W akcji biorą udział norweskie siły zbrojne, które wezwano na pomoc głównie dla dowożenie na miejsce helikopterami kolejnych ekip strażackich. Leardalsoyri jest uznawane za miasteczko z najlepiej zachowaną w kraju tradycyjną norweską zabudową drewnianą z XVIII - XIX w.
Czytaj więcej w Money.pl