Wtorkowy poranek na naszym rynku walutowym przyniósł osłabienie złotego, który naśladował ruchy kursu EUR/USD. Naśladownictwo to przyniosło jednak już przed południem wzmocnienie naszej waluty – podążała ona za rosnącym kursem EUR/USD i tak już było do końca dnia. Złoty wzmocnił się zarówno do dolara jak i do euro. Dzisiejszy przetarg obligacji 2 – letnich może poruszyć rynkiem walutowym, ale jedynie nieznacznie. Prawie nigdy nie ma problemu z popytem na dług o krótkim okresie zapadalności, więc nikogo nie zdziwi dokonały przebieg aukcji. Jako pretekst do wzmocnienia złotego ten przetarg może jednak posłużyć, ale bardziej prawdopodobne jest nadal podążanie za EUR/USD.
Wczoraj, przed rozpoczęciem sesji giełdowej wyniki kwartalne opublikował bank BZ WBK. Były dużo lepsze od prognoz, co podnosiło kurs spółki, ale nie widziałem pozytywnego wpływu tego raportu na resztę sektora bankowego. Wręcz odwrotnie – z czasem ceny akcji banków zaczęły spadać, a w końcu sesji spadł też kurs BZ WBK. Takie zachowanie rynku może rodzić podejrzenie, że wszystkie dobre informacje są już zdyskontowane. To nie jest wykluczone, bo wszyscy wiedzą, że takiej dynamiki wzrostu zysków nie da się w przyszłym roku utrzymać. Indeksy tylko na początku sesji lekko rosły, ale bardzo szybko okazało się, że popyt nie wykazuje chęci do ataku. GPW szkodziło też zachowanie rynków europejskich, gdzie indeksy osuwały się. Sytuację pogarszał spadek kursu akcji PKN Orlen. Okazało się, że Morgan Stanley wystawił na sprzedaż pakiet 2,6 mln akcji tej spółki, ustalając widełki cenowe na 58,5 - 59 zł za akcję, więc kurs dążył do tej właśnie ceny. Być może szkodziły też spółce informacje o problemach z dostawą ropy do
Możejek oraz decyzja Rosji, która o 8,3 proc. podwyższyła od 1 sierpnia podatek od eksportu ropy, co zwiększy koszty Orlenu. Ta informacja mogła też wpłynąć negatywnie na kursy innych spółek paliwowych.
Słabe otwarcie w USA pogorszyło sytuację na naszej giełdzie i sesja zakończyła się dwuprocentowym spadkiem. Pozytywny, techniczny obraz rynku jeszcze się jednak nie zmienił. Można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z (na razie niegroźną) realizacją zysków, ale faktem jest, że rozpoczęła się ona w bardzo niedobrym momencie. Odwrót po teście szczytu indeksu WIG może budzić obawy o to, że rodzi się podwójny szczyt. Jednak nie radziłbym już tym się zbytnio przejmować. Po dużych zwyżkach korekta jest rzeczą normalną.
Dzisiaj wyniki kwartalne opublikuje BRE, ale byłbym ostrożny z zakładaniem, że wpłynie to na cały sektor bankowy. Zachowanie banków po publikacji raportu przez BZ WBK sygnalizuje, że rynek zdecydowanie chętniej wchodzi teraz w fazę realizacji zysków niż w zwyżkę. Poza tym oczekiwania są bardzo duże, więc istnieje zagrożenie, że wyniki mogą być słabsze, a to z pewnością zaszkodziłoby wszystkim bankom. Dowiedzieliśmy się też wczoraj po sesji, że Prokom będzie obsługiwać system IT ZUS-u przez kolejne 3 lata bez dodatkowego wynagrodzenia. Co prawda zarząd „dołoży starań”, żeby z tego powodu zyski nie spadły, ale jest to informacja negatywna mogąca zaszkodzić kursowi akcji spółki i co za tym idzie indeksom. Wydaje się jednak, ze drożejące surowce i umiarkowanie jedynie negatywne zamknięcie w USA może dzisiaj wywołać odbicie.
We wtorek giełdy akcji w Eurolandzie rozpoczęły sesję neutralnie, ale skończyły (pod wpływem rynku USA) sporymi spadkami. Na rynku walutowym kurs EUR/USD rano korekcyjnie spadał, ale bardzo szybko zaczął się stabilizować, a potem rosnąć. Niczego nie zmieniły przedpołudniowe publikacje indeksów PMI pokazujących jak rozwijał się w lipcu sektor przemysłowy w poszczególnych krajach Eurolandu i w całej strefie euro. Te dane prawie nigdy nie maja wpływu na zachowanie rynków, a tym razem były prawie dokładnie takie jak prognozowano. Szybkość rozwoju tego sektora gospodarki kosmetycznie spadła, ale widać nadal, że rozwój nie jest zagrożony.
Bardzo dziwnie zachowywały się we wtorek rynki amerykańskie. Gracze dostali sporą dawkę danych makroekonomicznych i okazało się, że prawie wszystkie były całkiem dobre. Raport Challengera (planowane redukcje zatrudnienia) został oczywiście (jak zawsze) zlekceważony, mimo że ilość zapowiadanych zwolnień spadła o 45 procent - do poziomu sześcioletniego minimum. Dane o przychodach i wydatkach Amerykanów były dokładnie takie jak to prognozowali analitycy. Dynamika przychodów wzrosła o 0,6 proc., a wydatków o 0,4 proc. Opublikowany też został bazowy indeks PCE (wydatków konsumpcyjnych), który wzrósł zgodnie z prognozami o 0,2 proc. W skali rocznej PCE wzrósł jednak o 2,4 proc., co było zwyżką największą od 4 lat.
Reakcja rynków po tych raportach kazała zachować dużą ostrożność. W miarę dobre dane (chociaż dynamika wzrost wydatków była najniższa od roku) i rosnąca presja inflacyjna powinny były wzmocnić dolara i tak się rzeczywiście stało, ale trwało to tylko kilka minut poczym kurs EUR/USD znowu ruszył na północ. Przestraszył się jednak tych raportów rynek akcji. Było to zachowanie wręcz śmieszne, jeśli przywoła się reakcję rynku na raporty piątkowe. Wtedy cieszono się spowolnieniem gospodarki i zupełnie ignorowano wzrost w drugim kwartale tego samego bazowego PCE aż o 2,9 proc. (najwięcej od 11 lat). Gracze przecież nie mogli się spodziewać, że w ciągu miesiąca dynamika PCE wyraźnie spadnie, wiec dlaczego przestraszył ich lipcowy wzrost o 2,4 proc.? Należałoby pewnie inaczej postawić pytanie: dlaczego nie przestraszył ich ten raport w piątek? Zapewne dlatego, że wszystkim zależało na dobrym zamknięciu miesiąca i starali się zapomnieć o zwalniającej gospodarce i rosnącej inflacji.
Następne publikacje i wywiad sekretarza Skarbu Henrego Paulsona tylko pogłębił wrażenie nieracjonalnego zachowania rynku. Okazało się, że indeks ISM dla sektora przemysłowego lekko wzrósł, a subindeks cenowy wzrósł wyraźnie (9- miesięczne maksimum). Nawet jeśli się pamięta, że sektor przemysłowy to tylko 20 procent gospodarki USA to takie dane powinny były jednak wzmocnić dolara. Nic z tych rzeczy. To nie wszystko. W czerwcu w USA wydatki na konstrukcje budowlane wzrosły o 0,3 proc. do rekordowego poziomu z powodu zwiększonej aktywności przy budowie budynków publicznych i użytkowych. Wydatki na prywatne budowle spadły trzeci miesiąc z rzędu.
Rynek liczył jeszcze na Henrego Paulsona i się nie przeliczył. Sekretarz skarbu powiedział, że nie ma najmniejszej szansy (jasnowidz?), żeby gospodarka weszła w recesję, a administracja Busha nadal popiera silnego dolara. Powiedział to, czego od niego oczekiwano i co zawsze mówił jego poprzednik, John Snow. Od czasu tego wystąpienia dolar zaczął naprawdę mocno tracić pokazując, że rynek nie wierzy w słowa nowego sekretarza. Wszystkie informacje były pro-dolarowe, a jednak amerykańska waluta straciła. Naprawdę trudno to uzasadnić czym innym niż tylko bardzo antydolarowym nastawieniem graczy przed posiedzeniami ECB i FOMC. Logicznie zachował się w tej sytuacji rynek surowców. Kontrakty na miedź i cena ropy wzrosły.
Rynek akcji wykorzystał pretekst w postaci wzrostu indeksu PCE do zainicjowania korekty. Pretekstu, bo przecież obligacje wcale się nie przejęły wzrostem presji inflacyjnej - rentowność nawet kosmetycznie spadała. Być może część tego wzrostu można przypisać ucieczce kapitału do bezpiecznej przystani, ale to wszystkiego nie wyjaśnia. Rynkowi akcji (szczególnie indeksowi NASDAQ) szkodziły we wtorek raporty kwartalne Verizon Communications, Whole Foods Market, Starbucks i Eastman Kodak (ten ostatni z giełdy NYSE). Szkodziła też całemu sektorowi producentów samochodów informacja o bardzo dużym spadku lipcowej sprzedaży w Chryslerze i Fordzie. Indeksy spadły, ale nie da się jeszcze powiedzieć, czy mamy do czynienia jedynie z realizacją zysków, czy z czymś bardziej poważnym. Poczekajmy na następne sesje szczególnie, że umiarkowanie pozytywna końcówka wtorkowej sygnalizowała, że może to być jedynie realizacja zysków
Dzisiaj na rynek trafi bardzo dużo raportów spółek (przede wszystkim europejskich) i to one będą miały wpływ na przedpołudniowe zachowanie inwestorów. Dane o europejskiej inflacji w cenach przemysłu (PPI) nie wpłyną ani na kursy walut ani na indeksy giełdowe tak jak i nie wpłynęły na nie dane o bardziej istotnej CPI. Po południu w USA dojdzie do publikacji dwóch raportów. Pierwszy z nich to raport ADP pokazujący, jaki był przyrost miejsc pracy w USA. Miesiąc temu narobił on dużo hałasu, bo zapowiadany był duży wzrost zatrudnienia. Okazało się, że olbrzymia, dodatnia korelacja (0,9) z oficjalnym raportem nie wystarczy – prawdziwe dane były bardzo słabe. Rynek czeka na piątkowe dane z rynku pracy w USA, więc raport ADP jakiś wpływ może mieć, ale dużo mniejszy niż miesiąc temu. Im więcej miejsc pracy przybędzie tym lepiej dla dolara i tym gorzej dla akcji. Drugą publikacją będzie raport o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA. Po ostatnich spadkach cen ropy słabsze dane mogą sprowokować korektę. Nie taką
jednak, która mogłaby akcjom zaszkodzić, a rynek walutowy poruszyć.