W poniedziałek o godzinie 7 rano czasu polskiego weszło w życie porozumienie o rozejmie między Izraelem a libańskim Hezbollahem.
Zgodnie z ubiegłotygodniową rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ, po ponad miesiącu wojny, w której zginęło około 1100 Libańczyków, ponad 100 izraelskich żołnierzy i około 40 cywilów w Izraelu, strony mają wstrzymać wszelkie działania ofensywne.
Z pierwszych doniesień wynika, że natychmiast po wejściu w życie rozejmu, w Libanie - po nocy i poranku zaciętych walk i bombardowań - ucichły strzały. Jak podaje agencja Reuters, na południu Libanu doszło jednak także do kilku incydentów zbrojnych.
Strona izraelska - według informacji agencji Associated Press - zastrzegła jednak iż mimo zawieszenia działań ofensywnych, utrzyma blokadę morską i powietrzną Libanu do czasu stworzenia mechanizmów, gwarantujących powstrzymanie napływu broni dla Hezbollahu.
Bezpośrednio przed wejściem w życie rozejmu między Izraelem a Hezbollahem izraelskie lotnictwo kontynuowało ataki na cele libańskie, trwała też kampania sił lądowych w południowym Libanie.
Myśliwce izraelskie dokonały nad ranem w poniedziałek serii nalotów na wschodni i południowy Liban, atakując m.in. punkty na granicy syryjskiej. W zbombardowanej wsi Brital w nocnych nalotach zginąć miało dziewięć osób. Celem nalotów były też miejscowości w rejonie miasta Sajda (Sydon), miasto Baalbek na wschodzie oraz obóz uchodźców palestyńskich na południu.
Izraelskie samoloty rozrzuciły również ulotki nad śródmieściem Bejrutu ostrzegające, że każdy atak z terytorium Libanu spotka się z odpowiedzią. Podobną deklarację złożył Hezbollah, zapowiadając kontruderzenie w razie akcji izraelskich. Nad ranem w poniedziałek w Hajfie ogłoszono alarm w związku z ostrzałem rakietowym hezbollahów.
"To będzie bardzo kruchy rozejm" - powiedział w Bejrucie cytowany przez agencję Reutera zachodni dyplomata.