Rzecznik tej firmy Janusz Woźniak poinformował nas wczoraj, iż kierownictwo przedsiębiorstwa przyjrzy się pracy podnajmowanych do tego celu spółek. Przedstawiciele GSR liczą na szczegółowe informacje od stoczniowców na temat opisywanych praktyk. - Będzie to powodem do zażądania wyjaśnień czy wręcz do zerwania w przyszłości współpracy z takimi nieuczciwymi pracodawcami - wyjaśnia Janusz Woźniak. Rzecznik stoczni podkreśla też, iż w swoim oddziale w Gdyni pracownicy służb BHP i ochrony przeciwpożarowej GSR pilnują przestrzegania przepisów. - Zdarzały się przypadki nie- wpuszczania na remontowane statki pracowników spółek, którzy nie spełniali pod tym względem rygorystycznie określonych wymagań - informuje. Robotnicy zatrudniani przez spółki boją się jednak komukolwiek skarżyć, czy inspekcji pracy, czy inspektorom BHP, bo zatrudnienie na terenie stoczni to dla nich często jedyna szansa na przeżycie. Nic innego, oprócz pracy w branży stoczniowej, nie potrafią robić. - Ci ludzie po upadku Stoczni Gdynia mają
kredyty do spłacenia, rodziny na utrzymaniu, a pracy na rynku nie ma - mówi Leszek Świętczak ze Związku Zawodowego Stoczniowiec. - Skazani są więc na stoczniowe spółki. Tymczasem tam, gdy tylko raz podskoczą, więcej już pracy nie dostaną. Przychodzą do mnie, żalą się, że są oszukiwani, ale nic nie można zrobić, skoro wielu pracuje bez żadnych umów. Mieczysław Szczepański, okręgowy inspektor pracy w Gdańsku, apeluje do robotników, aby mimo wszystko nie podejmowali zatrudnienia na czarno. PIP tylko w przypadku zawartej umowy o pracę i niewypłacenia pensji ma możliwość, by skutecznie reagować.