W ostatni dzień przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie zapanował bałagan. Dotąd nie wiadomo czy można głosować w domu, z list wyborczych znikają nazwiska kandydatów, a do Doniecka przybyło 2 tysiące obserwatorów z Gruzji.
Zgodnie z postanowieniem Centralnej Komisji Wyborczej można było głosować w domu bez specjalnego uzasadnienia tej decyzji. Sprzeciwiał się temu Blok Julii Tymoszenko, który poinformował, że kijowski Apelacyjny Sąd Administracyjny postanowił, iż każdy, kto zdecyduje się głosować w domu, musi przedstawić odpowiednią informację wydaną przez lekarza. Milicja stanęła po stronie premier, bowiem szef MSW Jurij Łucenko jest oddanym zwolennikiem Julii Tymoszenko. Nie wiadomo, czym teraz będą kierować się przedstawiciele lokalnych komisji wyborczych.
Do Doniecka przyjechało 2 tysiące Gruzinów, którzy przedstawiają się jako obserwatorzy, choć nie mają odpowiednich dokumentów. Nie wiadomo też, kto sfinansował ich przyjazd. Partia Regionów twierdzi, że jest to prowokacja, za którą stoi Blok Julii Tymoszenko, który nie ma w obwodzie donieckim szans na zwycięstwo.
W obwodzie sumskim na wschodzie Ukrainy członkowie lokalnych komisji wyborczych wykreślili z 8 tysięcy list nazwisko jednego z kandydatów. Twierdzą, że wcześniej o takiej konieczności poinformowała ich przez telefon anonimowa kobieta, która przedstawiła się jako przedstawicielka komisji obwodowej.