Samolot linii Air France zniknął z radarów w poniedziałek nad ranem, w drodze z Rio de Janeiro do Paryża. Francuzi przypuszczają, że bezpośrednią przyczyną katastrofy mogło być uderzenie pioruna. Brazylijski minister obrony twierdzi, że znalezione w Atlantyku ślady po oleju wykluczają możliwość eksplozji samolotu na wysokości 10 tysięcy metrów. W wybuch maszyny nie wierzy też były pilot United Airlines John Cox. "Szczątki zostały znalezione niedaleko trasy samolotu. To oznacza, że samolot nie mógł się rozerwać" - powiedział w rozmowie z BBC.
Z kolei brytyjski ekspert lotnictwa John Willard twierdzi, że wciąż jest jeszcze za wcześnie, by stawiać jakiekolwiek hipotezy o przyczynach i przebiegu katastrofy. Ekspert mówi BBC, że eksplozja samolotu także wchodzi w grę i zwraca uwagę na 12 automatycznych sygnałów o awarii elektroniki, jakie maszyna wysłała tuż przed zniknięciem z radarów. "Jeśli te sygnały zostały wysłane automatycznie, a nie przez pilota, to znaczy, że trzeba brać pod uwagę możliwość wybuchu" - stwierdził.
Samolotem linii Air France leciało 228 osób, w tym dwóch Polaków. Na pokładzie był także członek brazylijskiej rodziny królewskiej, menedżerowie firm Michelin i Thyssen oraz przedstawiciele jednej z francuskich firm, którzy polecieli do Brazylii w ramach nagrody za dobrą pracę.