Przyczyną kontrowersji jest wczorajsza kolacja czeskiego prezydenta z multimilionerem Declanem Ganleyem, który uchodzi za jednego z głównych przeciwników Traktatu Lizbońskiego. Vaclav Klaus jeszcze przed tym spotkaniem nazwał go "dysydentemUnii Europejskiej", potem zaś dodał, że popiera jego działania. Irlandzki minister spraw zagranicznychMichael Martin określił tę wypowiedź jako ingerencję w wewnętrzne sprawy jego kraju.
W Pradze Vaclava Klausa bronił zarówno premier Mirek Topolanek, jak i wiceminister spraw zagranicznych Tomasz Pojar. Ich zdaniem, prezydent miał prawo do wyrażenia swej opinii. Innego zdania są współrządzący w Czechach zieloni. W specjalnym oświadczeniu napisali, że swoimi poglądami na Traktat Lizboński i ochronę klimatu prezydent szkodzi czeskim interesom narodowym.