Podczas debaty w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, poświęconej deregulacji uznał, że dobrym wzorem - również dla Polski - może być system brytyjski wprowadzony przez rząd Davida Camerona. Opiera się on na żelaznej zasadzie, że biznes, wskutek wprowadzanej zmiany, nie straci ani czasu ani pieniędzy. Nowe obciążenie nie może być wprowadzone bez równoczesnego zniesienia innego, tak by bilans obciążeń był zerowy.
Robin Barnett dodał, że co 5 lat każda regulacja jest sprawdzana, by ustalić czy jest jeszcze potrzebna. Każda też po 7-miu latach automatycznie wygasa. Podkreślił też wagę mentalności: brytyjscy urzędnicy "chcą pomóc". To uznają za zasadę swojej pracy.
Były wiceminister gospodarki, obecnie poseł Adam Szejnfeld zauważył, że polski urzędnik stara się detalicznie uregulować wszystko. Zdaniem polityka, bierze się to z zasady braku zaufania, obecnego również w doktrynie prawnej. Podkreślił, że zasadą powinien być szacunek dla interesantów - nie natrętnych petentów - i właściwe rozumienie swojej roli. Tymczasem dziś w Polsce mamy administrację nieprzystającą - jego zdaniem - do nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego. Fundamentalną różnicę między brytyjskim i polskim urzędnikiem widzi w tym, że tam urzędnik zrobi dla interesanta "wszystko co może", a w Polsce jedynie 'to co musi". Wspominał, że kiedy 20 lat temu jako burmistrz wydał podległym urzędnikom polecenie mówienia dzień dobry interesantom, "wywołało to szok".
Doradca Ministra Sprawiedliwości Mirosław Barszcz ma nadzieję, że deregulacja prawa i tym samym uwolnienie gospodarki nastąpi szybko. Warunkiem jest rzetelna chęć przeprowadzenia zmian. Podczas dyskusji zwrócił uwagę na fakt, że czynność urzędnika trwa dokładnie tyle, ile przewiduje stosowany - i akceptowany - system.
Jan Fijor z Towarzystwa Ekonomistów Polskich jest zdania, że wiele często absurdalnych przepisów bierze się stąd, że ani politycy, ani urzędnicy nie ponoszą żadnych kosztów swoich decyzji. Mnożą więc prawo nie troszcząc się o resztę, a jakość prowadzenia biznesu i w ogóle jakość życia obywateli spada. Pytany o protest rektorów uczelni sportowych przeciwko deregulacji zawodu trenera, bo uderzy to w sens istnienia AWF - powiedział, że te uczelnie powinny się sprywatyzować. Jego zdaniem, przykładowa obrona koncesji dla trenerów, to objaw chęci zachowania "władztwa", kontroli rynku, ale bez ponoszenia odpowiedzialności, choćby za ewentualne wypadki na treningach. Jan Fijor uważa, że jeśli się chce kontrolować rynek, to trzeba również myśleć rynkowo, z wszelkimi konsekwencjami. Bez obciążania budżetu państwa. I obciążania obywateli.
IAR