"Oczywiście, stuprocentową winę ponoszą polscy kibice. Bowiem my dotrzymaliśmy swojej obietnicy. Pochód był absolutnie pokojowy. Nie było żadnych haseł politycznych, nie było żadnych prowokacji. Szliśmy, ale nas atakowano, prowokowano" - powiedział Polskiemu Radiu Szprygin. Dodał, że rosyjscy kibice na prowokacje nie reagowali. Pochwalił też warszawską policję, bo gdyby nie ona - jak powiedział - wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej i smutniej.
Jak dodał Szprygin, rosyjscy kibice byli świadkami agresji ze strony polskich pseudokibiców, natomiast Rosjanie zachowywali się. "Po meczu kibiców pozostawiono samych sobie. Na tym samym moście kibole bili kobiety i dzieci. Nasi chłopcy byli świadkami tego, jak pobito człowieka, który szedł z żoną i ośmioletnim synem. Po prostu na nich napadnięto. Przy czym rosyjscy kibole znajdowali się w centrum Warszawy, 200 osób w otoczeniu policji. Ci, którzy nie mieli złych zamiarów, nie mieli żadnej ochrony" - mówił Szprygin.
Pytany przez Polskie Radio o to, co sądzi o rosyjskich kibicach, którzy wczoraj na Stadionie Narodowym podczas odgrywania hymnu Polski rozwiesili ogromną flagę, która przedstawiała XVII - wiecznego bohatera walk z wojskami polsko - litewskimi, a która została uznana za ekstremistyczny symbol, Szprygin powiedział, że nic nie widział. "Nie widzieliśmy żadnych flag ekstremistycznych i nie wykrzykiwaliśmy żadnych haseł. Spałem tylko przez trzy godziny. Opiekowaliśmy się 40 rosyjskimi kibicami, którzy leżą w szpitalach. Uważam, że to w Polsce doszło do bezprawia i Polska jest niebezpieczna dla turystów" - podsumował szef rosyjskich kibiców.
Po wczorajszych zamieszkach policja zatrzymała 184 osoby, 25 z nich to obywatele Federacji Rosyjskiej.
IAR