Według autorów raportu, w czasie wizyty i w trakcie przygotowań do niej wystąpiły niedociągnięcia, które negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo głowy państwa. Winę za to, w znacznej mierze, ponosi strona gruzińska. Od początku wizyta nie przebiegała według ustalonego planu, zdecydowano się jechać drogą nierozpoznaną i niezabezpieczoną przez gruzińską ochronę.
W raporcie zwrócono też uwagę na nieprzygotowanie funkcjonariuszy BOR i innych Polaków uczestniczących w delegacji. BOR za późno otrzymał informacje o wizycie, a przed wylotem z Polski nie wiadomo było nawet, że prezydenci mają odwiedzić obóz dla uchodźców.
Premier Donald Tusk stwierdził, że podczas wizyty w Gruzji niepotrzebnie narażono na niebezpieczeństwo życie i zdrowie prezydenta. "Jak zawsze w takiej sytuacji, odpowiedzialność spoczywa na współgospodarzach" - stwierdził szef rządu.
Sytuacją tą oburzony jest były szef GROM-u Roman Polko. Według niego, niedopuszczalne jest, by osoby odpowiadające za osobistą ochronę prezydenta w krytycznej sytuacji znajdowały się w odległości 200 metrów od głowy państwa.
W niedzielę 23 listopada prezydenci Polski i Gruzji pojechali na granicę gruzińsko-osetyjską. W pobliżu ich kolumny oddano strzały z broni maszynowej. W związku z tymi wydarzeniami szef BOR Marian Janicki zawiesił podpułkownika Krzysztof Olszowca, który był odpowiedzialny za ochronę głowy państwa.