Niemiecka eurodeputowana mówi, że Komisja nie dotrzymała obietnic, bo swego czasu zapewniała, że dyrektorów generalnych będzie maksymalnie 87, a tymczasem jest ich już stu. Inge Graessler podkreśliła w rozmowie z Polskim Radiem, że w czasach kryzysu, gdy rządy unijnych krajów tną koszty, brukselska administracja rośnie. "To jest nie do przyjęcia. Poza tym w Brukseli jeden dyrektor generalny przypada na 300 osób, czyli jest jak w meksykańskiej armii - zbyt dużo szefów, tylko pracowników za mało" - mówi europosłanka i dodaje, że takie decyzje są niezwykle kosztowne, bo dyrektor generalny w Komisji zarabia około 15.tysięcy euro miesięcznie.
Rzecznik Komisji Michael Mann ze zdziwieniem przyjmuje te zarzuty. "Nie było żadnych obietnic dotyczących ograniczenia liczby dyrektorów generalnych. Komisja Europejska nie zwiększa zatrudnienia, tylko promuje swoich pracowników i organizuje pracę w najlepszy sposób z możliwych" - powiedział Polskiemu Radiu rzecznik Komisji. Odpiera też zarzuty, że decyzja o powołaniu setnego stanowiska dyrektora generalnego była ukrywana. Informacja istotnie pojawiła się, ale wraz z wieloma innymi i to na ostatnim przed wakacjami posiedzeniu Komisji Europejskiej, kiedy już mało kto spodziewa się ważnych i wiążących decyzji.