W południe Gordon Brown wyszedł na ulicę w prowincjonalnym Rochdale i natknął się tam na emerytkę Gillian Duffy, która narzekała na zadłużenie państwa i wysoką imigrację. Premier poradził sobie sprawnie podczas rozmowy, ale kiedy skończył, wsiadł do samochodu i burknął: "Co za bigotka!". Zapomniał, że nadal miał wpięty w klapę mikrofon i przemawiał na cały kraj.
Komentatorzy uznali to za wielką gafę, której nic już pewnie nie zatrze. Ani natychmiastowy telefon z przeprosinami, ani pełna skruchy wypowiedź Browna dla radia nie przekonały pani Duffy, która całe życie głosowała na Labourzystów, ale teraz wyrzuci kartę wyborczą do kosza - ona i pewnie wielu innych wyborców zrażonych do pogardy, jaką okazał premier dla powszechnych obaw społeczeństwa.
Wszystkie brytyjskie stacje radiowe i telewizyjne przypominają dawniejsze zarzuty, że Gordon Brown to gbur i choleryk, brutalnie poniewierający nawet najbliższym otoczeniem.