Mitt Romney wygłosił dziś dwie przeciwstawne opinie na temat londyńskiej olimpiady. Najpierw powiedział amerykańskim reporterom, że niepokoją go oznaki nieprzygotowania do Igrzysk. Wspomniał o fiasku prywatnej firmu ochroniarskiej G4S i o zamieszaniu, jakie wywołały zapowiedzi strajku służby granicznej. W sumie - powiedział - "trudno orzec, jak to w końcu wypadnie".
Mitt Romney ma nieco doświadczenia w tych sprawach, bo 10 lat temu sprawował pieczę nad olimpiadą zimową w Salt Lake City. Już po spotkaniu z premierem Cameronem, na Downing Street, Romney wyrażał jednak uznanie Londyńczykom i Komitetowi Organizacyjnemu olimpiady: "Kiedy się wyjrzy na tyły Downing Street, widać prace przy obiekcie, gdzie siatkarze będą się zmagać niemal w ogrodzie premiera. To duże osiągnięcie tych, którzy nie chcieli, aby olimpiada przebiegała z dala od miasta, ale w samym centrum."
Mitt Romney jest osobiście zainteresowany sukcesem igrzysk. Jego żona jest bowiem współwłaścicielką konia występującego w konkurencjach jeździeckich w parku Greenwich, w innej części miasta.
IAR