Od kilku dni mówi się, że Francja, Wielka Brytania, a także Stany Zjednoczone myślą o dodatkowej operacji, bo ta NATO-wska jest ściśle ograniczona tylko do ochrony ludności cywilnej w Libii i - zgodnie z rezolucją ONZ - jest bezstronna. A to oznacza, że wojska Sojuszu nie mogą wspierać powstańców w ich walce z siłami wiernymi Kadafiemu.
Tymczasem Paryż, Londyn i Waszyngton chcą upadku libijskiego dyktatora, stąd nieoficjalne informacje na temat obecności amerykańskich agentów w Libii i możliwości dozbrajania powstańców. Generał Mark van Uhm tych doniesień nie komentował, przyznał jednak, że w regionie wciąż są siły narodowe, których NATO nie kontroluje. "Ale jeśli jakiś kraj chce skorzystać ze swoich wojsk to albo zdecyduje się oddać je pod dowództwo NATO albo skoordynuje działania z Sojuszem. Innymi słowy, nic się nie zdarzy bez wiedzy NATO" - dodał generał. Ale to także nie zabrania Francji, czy Wielkiej Brytanii zorganizować dodatkowej, poza NATO, operacji wojskowej.
W ciągu sześciu dni od przejęcia dowództwa Sojusz Północnoatlantycki przeprowadził ponad 850 lotów bojowych. Celem ataków były systemy obrony przeciwlotniczej, a także między innymi wozy pancerne wojsk libijskich i składy amunicji.
IAR