Polityk PO przyznał na konferencji prasowej, że zna biznesmenów związanych z branżą hazardową i - według prasy - zamieszanych w aferę. Zastrzegł jednak, że prowadził z nimi tylko prywatne rozmowy, a sam nie wywierał żadnych nacisków w związku z pracami nad ustawą o grach losowych. Zbigniew Chlebowski wyraził zdziwienie, że "prywatne rozmowy są podstawą do formułowania daleko posuniętych zarzutów". Przyznał, że ich treść "była niefortunna".
Szef klubu Platformy Obywatelskiej zdaje sobie sprawę z tego, że ustawa o grach losowych budzi kontrowersje i była zmieniana w wyniku "konsultacji społecznych". Poinformował również, że pierwotny tekst ustawy został stworzony jeszcze za rządów PiS i zawierał wtedy dodatkowe opłaty dla branży hazardowej.
Zbigniew Chlebowski nie potrafił wyjaśnić, kogo miał na myśli, gdy w rozmowach nagranych przez CBA mówił: "ani Grześ, ani Miro, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy. Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko". Według prasy chodzi o Grzegorza Schetynę i Mirosława Drzewieckiego. Polityk PO miał również problem z wyjaśnieniem, co miał na myśli, mówiąc swoim kolegom biznesmenom że blokuje "tę sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa". Zasłaniał się niepamięcią oraz sugerował, że mogło chodzić o inne sprawy, niezwiązane z ustawą o grach losowych. Dodał, że jeśli deklarował wsparcie dla pomysłów swoich kolegów, to nigdy nie przekładały się one na jego działania.
Zbigniew Chlebowski wyjaśnił też, że powodem spotkania z kolegą z branży hazardowej na cmentarzu obok stacji benzynowej nie była chęć zachowania dyskrecji, a jedynie odwiedziny grobu członka rodziny. Szef klubu PO zadeklarował, że jest do dyspozycji władz swojej partii i od nich zależy jego dalsza przyszłość polityczna.