Zamieszki były reakcją na śmierć 29-letniego Marka Duggana, zastrzelonego w czwartek na ulicy w wymianie ognia z policją. Z informacji podawanych przez prasę wynikało, że Duggan był lokalnym gangsterem i że to on pierwszy otworzył ogień, trafiając policjanta, którego przed poważną raną uratowało przytroczone na piersi radio walkie-talkie.
Wczoraj wieczorem pod miejscowy komisariat udała się duża grupa młodzieży skandując "Chcemy wyjaśnień" i "Ulice są nasze". Demonstracja urosła potem do 300 osób, spalono dwa policyjne radiowozy i piętrowy autobus, w pewnej chwili grupa demonstrantów próbowała też spalić wóz transmisyjny telewizji BBC. Doszło do nieudanego szturmu na komisariat, odpartego przez sprowadzone pospiesznie posiłki, w tym policje konną.
Zamieszki objęły tę samą dzielnicę, gdzie w 1985 roku w jeszcze poważniejszych rozruchach zginął pchnięty nożem policjant, a inny został postrzelony. Domniemany morderca policjanta okazał się potem niewinny i otrzymał odszkodowanie po spędzeniu 4 lat w więzieniu. Do dziś nie ujęto prawdziwego zabójcy.