Białoruska opozycja zaapelowała do Unii Europejskiej o ukaranie władz w Mińsku za represje i prześladowania przeciwników reżimu. Przedstawiciele białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego mówili o tym w Parlamencie Europejskim w Brukseli na nadzwyczajnym posiedzeniu komisji spraw zagranicznych.
Opozycjoniści chcą, by Unia zakazała wjazdu na swój teren działaczom białoruskiego reżimu, zamroziła kontakty z władzą i wprowadziła sankcje gospodarcze. "Władza rozumie tylko twardy język" - mówił jeden z opozycyjnych przywódców Aleksander Milinkiewicz i dodał: "Trzeba pokazać białoruskiej władzy, że tak nie można". W podobnym tonie wypowiadała się córka brutalnie pobitego Uładzimira Niaklajeua - konkurenta Aleksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich. Ewa Niaklajeu apelowała do Wspólnoty o natychmiastowe działania. "To, co robi władza, to nieludzkie działania, to terror. Państwo muszą zrozumieć powagę sytuacji. To Państwo mają klucz do celi mojego ojca" - mówiła córka opozycjonisty.
Komisarz do spraw polityki sąsiedzkiej Sztefan Fuele ponownie zażądał od władz w Mińsku wypuszczenia wszystkich więźniów politycznych i zagroził sankcjami, jeśli Białoruś tego nie zrobi. "Nasze przesłanie do władz w Mińsku jest jasne: czekamy na decyzję w ciągu najbliższych godzin i dni, a nie tygodni" - podkreślił unijny komisarz.
Uczestnicy nadzwyczajnego posiedzenia parlamentarnej komisji spraw zagranicznych apelowali też o wsparcie białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. Mówili o konieczności wprowadzenia ułatwień wizowych, o pomocy dla małych i średnich firm, o wsparciu dla organizacji pozarządowych oraz otwarciu szkół i uczelni europejskich dla Białorusinów. "Najlepszą sankcją dla reżimu będzie otwarcie Europy na Białoruś" - skomentował europoseł Jacek Saryusz-Wolski.